Zacznij od Garbusa

Czy w Waszym życiu jest coś, co było w nim przez wszystkie sekundy? Może zabytkowa komoda? A może to pamiątkowy świecznik? Lech ma takie coś – to Volkswagen Garbus. W tym miesiącu przeczytacie o głodzeniu się pomarańczami w Paryżu, silniku z agregatu i o tym, że nie warto zmieniać samochodu.

Wiktor Paul
VW GARBUS @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Jak Garbus znalazł się w Twoim życiu?
Mam 56 lat i Garbus był w nim, odkąd pamiętam. W 1960 roku ojciec pojechał do Paryża na stypendium z Instytutu Kolejnictwa. Był tam pół roku – mama mi opowiadała, że głodził się, żeby zaoszczędzić na samochód. To głodzenie miało polegać na tym, że jadł tylko czekoladę i pomarańcze. W okolicy 1970 roku ciężko mi było uznać taką dietę za głodzenie. Pomarańcze i czekoladę jednocześnie widziałem raz w roku na święta. Ojciec składał jednak pieniądze ze stypendium i kupił używany, czteromiesięczny samochód. Na nowy mu zabrakło. Pierwotnie tego Garbusa kupił Kanadyjczyk, który jednak wyjeżdżał do domu. Nie bardzo się nim przejmował i zgodził się sprzedać wóz mojemu ojcu za małe pieniądze. Co ciekawe, ojciec nie miał wtedy nawet jeszcze prawa jazdy. Mama zrobiła prawo jazdy w Polsce i na koniec stypendium pojechała do Paryża po ojca i samochód. Były to takie czasy, że gdy tylko ktoś się wybierał "na Zachód", to od razu dostawał od znajomych listę zakupów. Garbus wracał więc dramatycznie obładowany – poza niezliczonymi duperelami typu perfumy czy spodnie w środku jechała glazura, a na dachu skuter Lambretta. Szczęśliwie mama jakoś się dowlokła do Polski, z jednym tylko wypadkiem na samym początku trasy, w Paryżu.
Garbus dopóki jeździł, to jeździł. Po jakichś 15 latach zaczął się jednak psuć – a to cylinderki pociekły, a to znów coś innego. Dla moich rodziców było problemem kupienie nowych części, które były wtedy pieruńsko drogie. Garbus zaczął dużo stać w garażu czy na cegłach przed domem. W 1984 roku rodzice sprzedali go synowi znajomych, który chodził do technikum. Po kilku miesiącach zobaczyłem, jak ten młodzieniec znęca się nad naszym biednym samochodem, próbując go naprawić. Musiał chyba więcej chodzić na wagary niż do szkoły. Natychmiast odkupiłem Garbusa i zacząłem nim jeździć. Był to już mój samochód, a nie rodziców. Około 1990 roku kolega mnie namówił, żebym zamienił się za Humbera Super Snipe. Zgodziłem się, ale od razu kupiłem białego Garbusa z podobnego rocznika. Zaczęliśmy z kolegą nimi dużo jeździć – na rajdy i wakacje po całej praktycznie Europie.
Gdy kolega umarł, odkupiłem szarego Garbusa od jego żony. Od razu przeprowadziłem duży remont i doprowadziłem go do dobrego stanu i pełnej oryginalności, poza dwiema rzeczami: ze względów bezpieczeństwa dałem dwuobwodową pompę hamulcową oraz alternator, bo ten pojazd ma jeździć. W drugim, białym, miałem 6V i cały czas trzeba było chodzić wokół instalacji, dokręcać i czyścić śniedź.
Przed remontem kupiłem z magazynów Bundeswehry nieużywany agregat prądotwórczy z silnikiem VW. Rozebrałem do gołego bloku, a następnie ubrałem w oryginalne oblachowanie i osprzęt. W ten sposób mam nowy silnik z podobnego roku co samochód. To znacznie tańsze i skuteczniejsze rozwiązanie niż remont generalny. Słyszałem, że do agregatów wsadzali mniej ostry wałek, żeby silnik dłużej żył. Ale jak na poprzednim silniku Garbus jechał 115 km/h, tak teraz jedzie 120 km/h, pali 6 litrów na sto, a rury wydechowe są białe. I już.
Przy tylnych lampach zostawiłem też dość ohydne migacze. Założył je mój ojciec – ten Garbus to wersja USA – i ma czerwone klosze, a kierunkowskazy były zespolone ze światłem stop i samochód nie przechodził przeglądów. Migacze są już na nim tyle lat, że same stały się zabytkowe.
VW GARBUS @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Mieć samochód po tacie to jedna z fajniejszych rzeczy, jakie się mogą zdarzyć w życiu. Nie sprzedawajcie pochopnie swoich samochodów.

Ile miałeś Garbusów?
Nie potrafię powiedzieć (śmiech). Oval, z Faltdachem, w kwiatki... Pięć do sześciu pamiętam, ale ile w sumie ich było? Tego nie wiem. Jak mi się któryś zepsuł, to sprzedawałem. Bardzo żałuję Ovala, bo był super zachowany w oryginalnym stanie. Zepsuł mi się na Mazurach i sprzedałem go wtedy za 100 dolarów.
Zanim założyliśmy "Świat Motocykli", paraliśmy się naprawianiem Garbusów. Nabrałem wtedy dużej wprawy w rozpoznawaniu wszystkich detali. Wkładaliśmy wszędzie silniki 1600 na podwójnym dolocie. Tylko jeden kolega sprowadził sobie z USA kit 1800. To było zupełne szaleństwo. Ciekawe jest to, że w całym moim życiu nie było nawet sekundy, żebym nie miał Garbusa.
VW GARBUS @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Wiosna, otwarte okna i w drogę. Garbus to samochód który jednoznacznie kojarzy się ze słońcem, wakacjami i podróżą.

Z tego co pamiętam, miałeś też Herbiego.
W 1991 roku zrobiłem Herbiego. Miałem ten sam rocznik co w filmie i mój też był biały. Nie znałem w tamtych czasach innego, ale przyznaję, że na początku mało kto go rozpoznawał
Wychodzi na to, że jesteś fanem modelu.
Koledzy mi zarzucają, że mam Indiana Scouta i nie jestem indianowcem. Z kolei koledzy z klubu dwuzaworowych BMW zarzucają mi, że mam R51/3, a nie jestem ortodoksyjnym beemwiarzem. Teraz chcę kupić Moto Guzzi Falcon, więc zaraz nie będę gutkowcem. Mam Komara na pedały – pamiątkę z młodości, oraz Yamahę XS Eleven po podróżniku Marku Harasimiuku, która ma przejechane chyba niemal 400 000 kilometrów. Mam NSU Fiata 1100 w karoserii Glasera, Heinkla Kabine, Malucha, Dużego Fiata i Jeepa Cherokee z 1992 roku, który jest moim najnowszym pojazdem. Ja lubię po prostu piękne rzeczy i nie przywiązuję się do marki.
VW GARBUS @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Wszystko w oryginale. Choć dziś Lech już nie sypia w Garbusie, to w razie pilnej potrzeby nie stanowi to problemu.

Do czego z tych wszystkich pojazdów służy Ci właśnie Garbus?
Szczerze powiedziawszy, wszystkie sprzęty mają tę samą rolę: uwielbiam się na nie gapić i coś przy nich porobić. Uwielbiam to. Twój ojciec mi powiedział kiedyś: po co ludzie mają po 700 sprzętów, jak mi na trzy rąk braknie. I to tak działa – zawsze coś pocieknie spod dekla, tu jakaś linka, tam żarówka. Zawsze jest jakaś robota. Garbusa akurat zrobiłem bardzo porządnie i w nim nie muszę grzebać.
Druga sprawa jest taka, że ja nie wierzę za grosz w to, że będę miał państwową emeryturę. Na stare lata będę te pojazdy wyprzedawał i godnie żył. To wariant pesymistyczny. Optymistyczny jest taki, że podzielę to wszystko pomiędzy syna i córkę i niech się oni dalej martwią. Moje zadanie to utrzymać je w dobrej kondycji.
Co jakiś czas nachodzi mnie taki diabeł i kupuję coś nowego. Wtedy wszystko rusza od nowa: odbudowy, remonty. Ale z wiekiem zacząłem się zastanawiać dłużej niż dwie minuty nad kolejnymi zakupami.
Ale wracając do pytania. W tym roku postanowiłem po raz pierwszy w życiu pojechać na zlot Garbusów, żeby zobaczyć, jak się garbusowcy bawią. Nie mam pojęcia, gdzie są zloty, ale znajdę. Czasem używam go też do normalnej jazdy. Wcale nie jestem wolniejszy, nie hamuję gorzej. W ruchu miejskim Garbus jest niczym niezawadzającym, normalnym autem. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego ludzie co dwa lata muszą zmieniać samochód.
VW GARBUS @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Bystre oko dostrzeże brak wskaźnika poziomu paliwa. Jest tylko kranik. Gdy benzyna się skończy, wystarczy przerzucić się na rezerwę.

Jakie jeszcze ma zalety?
Jest fantastycznie pakowny. Duży bagażnik z przodu pod klapą, bagażnik za siedzeniem, sporo miejsca pod siedzeniem i potężny bagażnik dachowy. Do tego jest wyjątkowo prosty w konstrukcji i nie ma praktycznie awarii, której nie da się usunąć w trasie. Zdarzało mi się na poboczu wyciągać silnik. To naprawdę zajmuje niecałe pół godziny. Zaletą Garbusa jest to, że jest Garbusem i już zawsze będzie rozpoznawalny. Nie da się go pomylić z niczym innym.
VW GARBUS @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Kierunkowskazy, choć są dość ohydne, to zostają – w latach 60. założył je ojciec Lecha, ponieważ w amerykańskich lampach nie ma żółtych migaczy.

Czy ten idealny samochód ma jakieś wady?
Nie ma ogrzewania. Umówmy się – nawiew z silnika albo nie działa, bo są dziurawe progi, albo działa za słabo, bo powietrze po drodze zdąży wystygnąć. Przeszkadza mi też elektryczne ssanie, które za każdym razem się włącza. Nawet w lecie. Jeżeli jeździ się na krótkich odcinkach, to potrafi wpompować sporo paliwa do oleju. Jest słaba widoczność w lusterkach. Dla mnie to tyle. Ma jeszcze taką wadę, że nie jest produkowany.
VW GARBUS @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Dziś cenniejsze od żółtych, które, zdaniem Lecha, powinny być przyznawane od 1950 roku w dół.

Mówiłeś, że Garbus nie jest zawalidrogą.
Dawno temu poprosili nas organizatorzy Barbórki, żebyśmy pojechali Karową. Wykręciłem lepszy czas niż ostatni koleś na współczesnym samochodzie. To mój największy sukces sportowy w życiu. (śmiech)
Garbus ma bardzo dobrze działającą wajchę hamulca ręcznego, wąskie opony i jeżeli ktoś umie, to wbrew pozorom naprawdę można nim nieźle pojechać.
Skąd bierzesz części do Garbusa? Domyślam się, że nie ma z tym większego problemu.
To bardzo trudne pytanie. Jak się uprzesz, to możesz kupić całego Garbusa w częściach. Oczywiście w replikach. Nigdzie nie ma tylko najstarszego typu spryskiwacza, takiej ręcznej pompeczki. Z podstawowej, twardej mechaniki jest wszystko. I jak muszę, to kupuję np. nowy cylinderek hamulcowy, bo jednak stare strach zakładać. Mam też ogromny zapas wszystkich zamków, klamek, lamp, bo repliki są w większości podłej jakości. Przeszkadza mi też to, że są nie są sygnowane.
Kiedyś dostałem nowy, meksykański gaźnik do 1200. Bardzo się ucieszyłem, ale jak go obejrzałem, to od razu odłożyłem na półkę. Stary niemiecki Solex prezentował się znacznie lepiej niż ten nowy meksykański.
W Polsce rynek części jest słaby. Oryginalne rarytasy są drogie. Za to repliki są nadal tanie, np. cylinderki kosztują około 30 złotych, może to być samochód „budżetowy”.
Dla kogo jest to samochód?
Jest duża różnorodność Garbusów – oryginalne, przerabiane, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Jeżeli nie traktujemy go jako zabytek, to na pewno jest dobrym samochodem dla kogoś, kto chce być oryginalny i jeździć w miarę współczesnym samochodem. Na pewno nadaje się do lansu i do nauki dłubania przy zabytkowej motoryzacji – lepiej zaczynać od rzeczy prostych, a nie trudnych. Mając 19 lat, sto razy bardziej wolałbym zacząć od Garbusa niż od Syreny.
Co doradzisz komuś, kogo właśnie udało Ci się namówić na Garbusa?
Przede wszystkim nie kupować Garbusa w Polsce, tylko od Niemca czy Szwajcara. Lakier może być liszajowaty, ale blacha musi być w jednym kawałku. A reszta to już czysta przyjemność przy robieniu. Namawiam też na zwykłego Garbusa 1200, bo im później, tym gorzej. MacPhersony, tarczowe hamulce to zupełnie nie to, o co chodzi w Garbusie.
VW Garbus @Rafał Andrzejewski

Prezentowany Garbus miał swoje pięć minut. W 1992 roku trafił na okładkę Motoru.

Pierwotna wersja tego artykułu ukazała się w "Classicauto" nr 140/2018


Czytaj więcej