Dodge Charger w szarży na konkurencję

Jest wielki, głośny, brutalny i idealnie pasuje do wizerunku szwarccharakterów. Patrząc na jego prezencję – z czarnym lakierem i czerwonymi paskami – można odnieść wrażenie, że powinien być sprzedawany wyłącznie w takiej konfiguracji. Oto Dodge Charger ’68, czyli perfekcyjny przykład muscle cara.

Piotr Sielicki
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI
Chociaż o winach z Kalifornii zrobiło się głośno dopiero po słynnym "Judgement Of Paris" w 1976 roku, to w Stanach Zjednoczonych dużo wcześniej wiedziano, że podobnie jak w przypadku wykwintnych trunków, rocznik auta ma znaczenie. W motoryzacji za oceanem, jak w żadnej innej na świecie, konkretna data produkcji ma niebagatelne znaczenie w kontekście tego, o jakim aucie rozmawiamy. Tyczy się to zarówno wozów sprzed wojny, jak i późniejszych. Tak też jest w przypadku Dodge’a Chargera, którego od bardzo dawna chcieliśmy przedstawić Wam na łamach Classicauto. Dlaczego musieliście czekać na to aż tyle lat? Odpowiedź jest bardzo prosta. O dobry rocznik Chargera, we właściwej specyfikacji, bez dodatków w postaci chińskich chromowanych felg i kierownic z drewnianopodobnym wieńcem, w naszym kraju jest po prostu bardzo trudno. Ten egzemplarz zdecydowanie zasługuje na to, aby pokazać go w blasku słońca i uchwycić migawką naszego fotografa. To pełnokrwisty Charger z rocznika 1968 z największym ówcześnie V8 pod maską.
Dodge Charger @Dodge

Koncepcyjny Charger z 1966 r. robił wrażenie długą linią dachu i ogromną listwą tylnych lamp, która w nieco zmienionej wersji weszła do produkcji.

Dodge Charger – Rocznik ma znaczenie
Lata 60. w Ameryce to czas tak wielu przemian, wydarzeń i nowości w życiu publicznym, że nawet nie będę silił się na wprowadzanie Was w ten okres, bo wtedy niewiele miejsca mógłbym poświęcić Chargerowi. Ujmując to jednym zdaniem, można napisać o rozpętanej do niewyobrażalnych rozmiarów (także kulturowo) wojnie w Wietnamie, mniej lub bardziej udanej prezydenturze Nixona i rosnącym dobrobycie społeczeństwa, które poluzowało normy i obyczaje. Wraz z boomem gospodarczym pojawiły się nowe potrzeby klientów, którzy po prostu chcieli imponować na ulicy i podjeździe przed domem. Mediana dochodu gospodarstwa domowego wyniosła 7700 dolarów amerykańskich rocznie, a za galon paliwa płaciło się 30 centów. Najważniejszym wydarzeniem podczas weekendowej przejażdżki było objechanie kogoś na światłach, najlepiej przy głośnym wiwacie pasażerów. Do tego potrzebne były modne, charakterne i mocne wozy.
Dodge Charger @PIOTR CIECHOMSKI

Jeżeli widzisz czarny wóz z czarną atrapą chłodnicy i bez reflektorów z przodu, to po prostu musi być Charger ’68.

Te potrzeby doskonale wyczuli w General Motors i Fordzie. Do połowy lat 60. w salonach pojawiły się takie auta jak Ford Mustang, Chevrolet Chevelle SS czy Pontiac GTO. Ludzie oszaleli na ich punkcie, a zamówienia płynęły do fabryk strumieniami. Co roku pojawiało się nowe wcielenie modelu, poprawki i mocniejsze silniki. Smutek panował jedynie w salonach koncernu Chrysler. Dilerzy niemal błagali zarząd w Detroit o to, aby stworzono dla nich porządnego pony- lub muscle cara, bo to, co było w ofercie, nie spełniało oczekiwań. W 1964 r. pokazano co prawda odjechany koncept Charger oparty na modelu Polara, bez dachu, ze skróconą przednią szybą i wlotem na masce prowadzącym do 7-litrowego V8, ale o zakupie go w salonie nie było mowy. Nazwa powróciła do kolejnego modelu, tym razem produkcyjnego, gdy rok później w ofercie zagościł Dart GT Charger. Powstało 150 sztuk, co oczywiście nadal nie poprawiło sytuacji wizerunkowej i sprzedażowej. Bezradność dilerów, którzy widzieli, jak każdego dnia uciekają im pieniądze, oraz ostatecznie nawet groźby przekształcenia się w salony konkurencji sprawiły, że zarząd, designerzy i inżynierowie Chryslera wzięli się do roboty. W ofercie Plymoutha pojawiła się Barracuda, ale w Detroit trwały już wtedy prace nad nowym wozem opartym na platformie Coroneta.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Charger jest bardzo dobrze wykończony i pełen ładnych detali. Logo na drzwiach to jeden z nich.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Kontrolka zaciągniętego hamulca ręcznego i włącznik świateł awaryjnych z podpisem "Flasher". To musi być amerykański wóz.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Nazwa Charger po raz pierwszy pojawiła się na produkcyjnym Dodge’u wraz z modelem Dart GT Charger.

W 1966 r., pod nadzorem szefa działu stylistycznego Chrysler Corporation, Elwooda Engela, powstał koncept, a następnie produkcyjna wersja Dodge’a Chargera. Dziesiątki opcji i możliwości konfiguracji, fantastyczna, opadająca długa linia dachu, szerokie tylne lampy i kompletnie nowy pas przedni z otwieranymi reflektorami były prawdziwą sensacją. Chargery trafiły do salonów i oczywiście na tory NASCAR, gdzie silniki 426 Hemi dały wycisk konkurencji. W rok sprzedało się ponad 37 tys. egzemplarzy. Sukces? Można by pomyśleć, że tak, ale w tym samym czasie Ford sprzedał milion egzemplarzy Mustanga. Potrzeba kolejnych zmian była więc paląca. 1968 r. przyniósł klientom Dodge’a to, co widzicie na zdjęciach. Nadeszła druga generacja Chargera. "Fenomenalna" to mało powiedziane.
DODGE CHARGER @Dodge

Pierwszy koncepcyjny Charger powstał w 1964 r. Była to kompletnie odjechana wizja stylistyczna oparta na modelu Polara. Nie miała szans na produkcję.

DODGE CHARGER – Gigant stylu
Historia powstania nadwozia Chargera drugiej generacji to temat na ciekawy film, bo to, co działo się w studiu designerskim w Detroit, to wielowątkowa opowieść z szeregiem bohaterów. Nie mogę jednak jej nie przedstawić. W biurze projektowym Chryslera istniały studia marek Plymouth, Dodge i Chrysler wraz z Imperial. Każde pomieszczenie było zamknięte, a klucze mieli tylko pracownicy odpowiednich marek. Wewnętrzna rywalizacja była zacięta. William Brownlie pełnił funkcję głównego projektanta Dodge’a. Za model Charger odpowiedzialny był niedawno zatrudniony Richard Sias. To on stworzył najpierw koncepcyjny model w skali 1/10 o długości 20 cali, nazywany "podwójnym diamentem" ze względu na swój futurystyczny i lotniczy wygląd. Frank Ruff był kierownikiem projektów Dodge’a opartych na platformie B-body, czyli także Chargera. Dzięki jego doświadczeniu projektowemu, fantastycznym wizjom Siasa i całemu sztabowi zdolnych pracowników Dodge miał szansę na genialny wóz. Panowie działali na jasno określonych zasadach. Charger miał bazować na Coronecie, ale mogli oni stworzyć zupełnie nowe nadwozie. Brownlie jednak bardzo długo się wahał, w którą stronę pójść z ewolucją modelu. Na czas jednego ze swoich służbowych wyjazdów wydał nawet zarządzenie, żeby przerwać pracę nad projektem i skoncentrować się na skończeniu Coroneta. Gdy wrócił po dwóch tygodniach i zobaczył, że model ewoluował, w biurze zrobiła się gęsta atmosfera. W tym momencie otworzyły się drzwi do studia i wszedł Elwood Engel, objął Brownliego ramieniem i powiedział: "Właśnie tak powinien wyglądać".
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Za to rocznik ’68 jako jedyny w drugiej generacji modelu miał dwie podwójne tylne lampy. To zdjęcie idealnie pokazuje, dlaczego styliści przyrównywali jego kształt do butelki Coca-Coli.

Tak, czyli dokładnie jak wóz z naszej sesji zdjęciowej. Projektanci jego bryłę przyrównali do kształtu butelki Coca-Coli. Lekkie obłości, idealnie łączące się linie błotników, drzwi i dachu nawet dzisiaj robią doskonałe wrażenie. Choć Sias i spółka kompletnie zmienili wygląd przedniego pasa, to zachowano otwierane przednie reflektory. Oddział Dodge Product Planning, sterowany głównie przez księgowych, zaproponował wykasowanie tego rozwiązania, aby zaoszczędzić pieniądze. Zespół projektowy najpierw się oburzył, a potem totalnie sprzeciwił się temu pomysłowi. Bob McCurry, wiceprezes i dyrektor generalny Dodge Division (znany również jako "Captain Crunch", nazwany tak po roli środkowego w uniwersyteckiej drużynie footballu amerykańskiego) przyszedł pewnego dnia do studia, aby zobaczyć na żywo obiekt międzydziałowego sporu. Powiedział dwa słowa: "Keep ’em" (ang. "zostawcie je") i wyszedł. Kompletną nowością, zresztą od której Dodge odszedł już rok później, były tylne światła. Zamiast długiej poziomej linii, która była obecna od czasów pierwszego prototypu, pojawiły się małe, podwójne i okrągłe lampy z pięknie ukrytym między nimi światłem biegu wstecznego. To najbardziej wyróżniający się element rocznika ’68 na tle pozostałych. Ładnym detalem nadwozia jest też umieszczony na górze lewego tylnego błotnika wlew paliwa. W trakcie tworzenia nadwozia studio zaproponowało rozwiązanie podpatrzone z niektórych europejskich wozów, czyli wlewy po obu stronach auta. Wyglądało to jeszcze lepiej, ale propozycja upadła po interwencji księgowych. Wyjątkowe w samym wlewie jest to, że korek nie jest odkręcany, a zamocowany na zawiasie. Z tym kontrolerzy kosztów też walczyli, ale na szczęście udało się go zachować w produkcyjnej wersji. Charger nawet w podstawowej konfiguracji prezentował się po prostu rewelacyjnie.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

440 Magnum, czyli wolnossące, 7,2-litrowe V8, do którego paliwo leje się wiadrami przez czterogardzielowy gaźnik. Pomarańczowy blok i obudowa filtra to akcenty fabryczne. Głowice Mopar Performance to już dodatkowy element z licznych dodatków dostępnych na rynku.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Dwóch gości, jeden w okularach, jadący czarnym Chargerem ’68 z winylowym dachem, na kalifornijskich blachach RDR 838. Mówi Wam to coś?

Niestety rola Richarda Siasa nie została odpowiednio nagrodzona. Bob McCurry przekazał Billowi Brownliemu złoty zegarek, aby ten w ramach uznania podarował go projektantowi najbardziej zasłużonemu dla powstania auta. Otrzymał go Jim Ebejer, designer koncepcyjnego modelu Charger III, który po roku szybko odszedł w zapomnienie. Nawet nagrodzony wiedział, że powinien on trafić do Siasa. Brownlie podobno uważał, że za designera kompletnego nie można uważać kogoś , kto zaprojektował tylko jeden dobry samochód. Sias postanowił zrezygnować z pracy w Dodge i przeszedł do firmy zajmującej się lotnictwem. W ten sposób ktoś, kto dał Chargerowi jego najlepszą formę i był uważany za wyjątkowy transfer, odszedł w zapomnienie wielkiej korporacji. Smutne to, ale bardzo prawdziwe. Sias darzył jednak Chargera wielkim uczuciem, bo w późniejszych latach, zanim ich ceny zaczęły jeszcze rosnąć, kupił i odbudował kilka sztuk, tworząc również jeden egzemplarz swojej niedoszłej koncepcji, w wersji ze zdejmowanym dachem. Co ciekawe, składanego mechanizmu nie zaadoptował z fabrycznego Coroneta, a z Cadillaka, co pozwoliło mu na zachowanie odpowiedniej linii dachu.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Zrobiłbym z takiej deski rozdzielczej radio z podświetleniem. Włączałbym je przyciskiem od świateł, a regulacją poziomu oświetlenia regulował fale.

DODGE CHARGER @Dodge

Chargery były szeroko wykorzystywane w wyścigach serii NASCAR. Najsłynniejsza wersja, która powstała, aby poprawić aerodynamikę, to oczywiście Daytona, ale to temat na osobną publikację.

DODGE CHARGER – Jestem Magnum
Świetna prezencja i bogata lista opcji sprawiły, że sprzedaż modelu 1968 wzrosła o 509 procent w stosunku do poprzedniego roku. Wśród prawie 100 tys. Chargerów sprzedanych w 1968 r. 17 584 zamówiono jako Charger R/T. Ich cena wynosiła wówczas 3,5 tys. dolarów. Nazwa pochodziła od wyrażenia Road/Track. Pakiet o tej nazwie został wprowadzony w 1967 r. jako specjalna odmiana modelu Coronet, ale w Chargerze zadebiutowała dopiero w nowej odsłonie. Pod maską montowano w niej silnik o największej dostępnej pojemności – 440 cali sześciennych, i wszystko mówiącej nazwie Magnum. Drugą możliwością, która kosztowała 120% tego, co bazowy Charger, była zmodyfikowana jednostka 426 Hemi, ale takich aut powstało jedynie 475.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Mimo sportowego wyglądu Charger to kawał wielkiego, ponad 5-metrowego wozu, który na polskich drogach potrafi zająć całą szerokość pasa.

Nasz egzemplarz nie ma oznaczeń R/T, bo silnik, choć pochodzi oryginalnie z Chargera z ‘68 r., nie został zamontowany w fabryce. Konwersja dokonana jest jednak bardzo profesjonalnie, dokładnie tak jak w autach z salonu, a reszta auta jest w pełni zgodna z precyzyjnie określającą specyfikację tabliczką znamionową. Oryginalne R/T w takim stanie jak nasz egzemplarz osiągają obecnie w Stanach Zjednoczonych kwoty rzędu 80 tys. dolarów. Elementem zewnętrznym, który wyróżniał tę wersję, były zapożyczone z aut serii Scat Pack pasy w tylnej części nadwozia, dostępne w trzech kolorach: czarnym, białym i, tak jak w naszej sztuce, czerwonym. Idealnie pasują do czarnego lakieru i czerwonych, fabrycznych pasków na oponach. Wąskie gumy Firestone Super Sports F70-15 założone są na moje absolutnie ulubione felgi we wczesnych muscle carach. To oczywiście stalowe koła z chromowanymi dekielkami o jakże świetnie brzmiącym przydomku "dog dish", czyli "psia miska".
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Przednie migacze to jeden z najładniejszych detali nadwozia. Mimo prostej urody Charger jest pełen smaczków.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Airtemp, czyli chryslerowski układ klimatyzacji. W Kalifornii to bardzo przydatny dodatek.

7,2-litrowy silnik V8, dzięki swojej ogromnej pojemności i 4-gardzielowemu gaźnikowi Carter AFB generował 375 KM i 651 Nm momentu obrotowego (według norm SAE). Trafiało to oczywiście do tylnego mostu poprzez dwa rodzaje skrzyni biegów – manualną, czterobiegową przekładnię Chryslera lub, tak jak w naszym egzemplarzu, pancerny, 3-biegowy automat TorqueFlite model 727. Dodge twierdził, że wozy przyspieszały od 0 do 100 km/h w 5,7 sekundy, a iście amerykański dystans 1/4 mili miały pokonać w 14 sekund. Papierowe wyniki są, jak w większości aut amerykańskich, oczywiście nieco na wyrost, ale fakt jest taki, że Charger jak na auto z lat 60. przyspiesza z samego dołu, równo i nie łapie zadyszki. Przy lekko odblokowanym wydechu, z podwójną końcówką w R/T, na niskich obrotach przyjemnie sobie bulgocze, a na wysokich ryczy niczym rozdrażniony niedźwiedź grizli. Jazda nim to nie jest porcja doświadczeń jak z dragstera tankowanego metanolem, ale zdecydowanie można powiedzieć, że za kierownicą sporo się dzieje. Tym bardziej że nawet przy stałym przyspieszaniu na wprost trzeba trzymać go mocno w ryzach i kontrolować ruchy. Hamowanie z dużej prędkości to, mimo opcjonalnych tarczowych (279 mm) hamulców na przedniej osi (z tyłu oczywiście montowano wyłącznie bębny), jest jak operacja na otwartym sercu. Wóz waży bowiem 1746 kg i mierzy ponad 5,2 metra długości, więc wyobraźcie sobie, jak na stosunkowo miękkim i wysokim zawieszeniu działają na niego prawa fizyki. Wersja R/T i tak miała dodatkowo poprawiony układ resorowania w stosunku do podstawowej.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Część ogromnego bagażnika zabiera klasyczna dla Moparów rura wlewu paliwa do baku. Ciekawie by to wyglądało, gdyby przeszła koncepcja wlewów po obu stronach auta.

Jeżeli lubisz ten styl, to w środku możesz rozkoszować się wyglądem deski rozdzielczej, zegarów i innych detali. Siedzi się naprawdę wygodnie, bo w przeciwieństwie do wielu amerykańskich aut tego okresu miejsca nie brakuje nawet na tylnej kanapie, a składając przedni podłokietnik, możesz zabrać dodatkową dziewczynę na pokład. Mimo sportowej sylwetki nawet na światłach masz wrażenie, że siedzisz co najmniej na półpiętrze. Fabryczna klimatyzacja i dołożone wspomaganie kierownicy pozwalają realnie poruszać się po drogach, chociaż gabaryty auta tego nie ułatwiają. W tym wozie zawsze czujesz się jak ktoś nieprzypadkowy.
@DODGE

W 1968 r. w ofercie dilerów koncernu Chrysler z silnikami Magnum można było nabyć jeszcze Dodge’a Coronet 440 Super Bee i Plymoutha GTX.

@archiwum

Oferta modelowa bliźniaczych i konkurencyjnych marek dla Dodge’a była pod koniec lat 60. bardzo bogata. Plymouth oferował np. ten sam model, ale z niewielkimi zmianami, a o różnych nazwach.

DODGE CHARGER – Skacząca gwiazda
Amerykańskie kino upodobało sobie Chargery w roli skaczących wozów. Model ’68, niemal taki sam jak nasz egzemplarz (patrz tablice rejestracyjne), brał przecież udział w słynnej scenie pościgu w filmie pt. "Bullitt". Zresztą produkcja ta mocno przyczyniła się do spopularyzowania modelu. Charger zaliczył więc pierwsze skoki na wzniesieniach San Francisco. Pod koniec lat 70. na antenie amerykańskiej stacji CBS swoją premierę miał serial "Diukowie Hazzardu", w którym główni bohaterowie jeździli pomarańczowym Chargerem rocznik ’69 nazywanym Generał Lee. Tam Charger skakał niemal w każdym odcinku, a do kręcenia tych scen skasowano ponad 300 (!) egzemplarzy. Ot, marnotrawstwo w amerykańskim stylu. Współczesne kino także wielokrotnie zmuszało Chargera do wykonywania skoków. Potężnie zmodyfikowany model z 1970 r. wykonał też efektowny manewr tuż przed pociągiem w ostatniej scenie filmu "Szybcy i wściekli". Potem niestety skończył na dachu. Żaden z filmowych Chargerów nie miał łatwego życia.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Chowane reflektory były znakiem rozpoznawczym pierwszej generacji Chargera. Przy drugiej drużyna księgowych chciała, aby projektanci zrezygnowali z tego rozwiązania. Z pomocą designerom przyszedł Bob McCurry.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Drzwi Chargera również są słusznych rozmiarów i masy. Już od złapania za klamkę wiesz, że masz do czynienia z konkretnym wozem.

Dla mnie Charger rocznik ‘68 jest tym idealnym, ale wśród fanów gatunku zdania są podzielone. Prawda jest taka, że każdy egzemplarz drugiej generacji z motorem Hemi lub Magnum pod maską jest taki, jak być powinien. Najlepiej, gdy nikt nie zbezcześci go obciachowymi modyfikacjami. Choć nie jest to wóz doskonały, to po prostu nie da się go nie darzyć uczuciem.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Charger jest trochę jak lokomotywa, a w trakcie sesji okazało się, że rozstaw kół jest niemal jak polskich szyn.

DODGE CHARGER R/T 440 – DANE TECHNICZNE
PRODUKCJA
Wrzesień 1967-sierpień 1968, 96 100 szt. wszystkich wersji
SILNIK
typ RB, benzynowy, V8, OHV 16v, umieszczony wzdłużnie z przodu, zasilany gaźnikiem
Śr. cyl./skok tłoka: 109,73/95,25 mm
Pojemność skokowa: 7206 cm³
Moc maksymalna:
375 KM/4600 obr/min (SAE)
Maks. moment obr.:
651 Nm/3200 obr/min (SAE)
NAPĘD
Na tylne koła, skrzynia ręczna, 4-biegowa, opcjonalnie automatyczna, 3-biegowa
ZAWIESZENIE
Przednie: wahacze poprzeczne, drążki skrętne, stabilizator
Tylne: sztywny most, resory piórowe
HAMULCE
Hydrauliczne, ze wspomaganiem, bębnowe na obu osiach, opcjonalnie tarczowe z przodu
WYMIARY I MASY
Dł./szer./wys.: 528/195/135 cm
Rozstaw osi: 297 cm
Masa własna: 1746 kg
OSIĄGI
Prędkość maks.: 215 km/h
Przysp. 0-100 km/h: ok. 6 sek.
DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

W dwóch charakterystycznych przetłoczeniach na masce znalazło się miejsce na widziany przez kierowcę kierunkowskaz.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Obrotomierz przysłonięty jest dość dużym zegarkiem. W końcu prawdziwi kierowcy jeżdżą wozami na słuch.

@dodge
DODGE CHARGER @dodge

Trzecia generacja Chargera czerpała jeszcze z charakteru poprzedników. Czwartą, która nadal bazowała na platformie B-body, trzeba uznać za pewnego rodzaju wypadek przy pracy.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

W wersji z silnikiem 440 Magnum obok znaczka z nazwą modelu znajdowało się logo R/T zamiast detalu ze strzałkami.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

3-biegowy automat TorqueFlite model 727 to skrzynia, która potrafi poradzić sobie nawet z mocno podrasowanymi silnikami Magnum i Hemi.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Wśród fanów gatunku nie ma osoby, która nie chciałaby pociągnąć za tę klamkę.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Przekroczenie połowy skali prędkościomierza to jak zabawa z odbezpieczonym granatem. Charger to narowisty rumak, który nie kwapi się do szybkiego wytracania prędkości.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Charger jest na tyle słusznych rozmiarów, że trzeba dla niego znaleźć odpowiedni garaż. Hala kolejowa wydaje się odpowiednim miejscem.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

To jedno z nielicznych
amerykańskich aut z przełomu lat 60. i 70., w którym spore nadwozie oznacza również dużo miejsca w środku. W tym wozie kierowca czuje się jak władca lokalnych dróg.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Taki samochód wymaga odpowiedniego anturażu. Sesja na stacji PKP na warszawskich Odolanach miała swój klimat.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Konkretny wlew paliwa na zawiasie to element wszystkich Chargerów. Czerwone pasy z tyłu to już znak rozpoznawczy wersji R/T.

DODGE CHARGER @dodge

Chargera rocznik ’69 poznamy z przodu po przedniej atrapie z charakterystycznym "dzióbkiem". Rok później zniknął, ale wokół grilla pojawiła się masywna chromowana ramka.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

W lampach z rocznika ’68 światło wstecznego biegu widoczne jest w zasadzie dopiero po zapaleniu.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Lusterko z dopasowaniem do pory dnia. Amerykanie lubili udogodnienia.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Silnik 440 Magnum rozwija moc 375 KM i 651 Nm momentu obrotowego (SAE). Tylne koła muszą się napocić, żeby przenieść to na drogę.

DODGE CHARGER @PIOTR CIECHOMSKI

Wyznacznik dobrego stylu. Stalowe felgi o pięknie brzmiącej potocznej nazwie "dog dish".

Za użyczenie samochodu do sesji dziękujemy firmie INWESTUJWKLASYKA.PL
Pierwotna wersja tego artykułu ukazała się w "Classicauto" nr 164/2020


Czytaj więcej