Z jednej strony mocnym, nomen omen, punktem jest silnik, prawie 300-konne V8, a z drugiej mam wrażenie, że niezbyt pasuje do tego samochodu. Nie żeby mocny silnik w dużej limuzynie był faux pas, ale jakoś bardziej taka konfiguracja pasuje mi do niegrzecznego Maserati Quattroporte, opasłych amerykańskich krążowników, a nawet bardziej dyrektorskiego BMW serii 5.
Jak mówi klasyk, nie jest ważny sprzęt, a technika jego użytkowania. Mercedes zdecydowanie woli jednostajne tempo na długim dystansie, a wyżej wymienieni są bardziej ekscentryczni. Do Mercedesa najbardziej pasowali mi zawsze kierowcy po ukończeniu 70 roku życia. Z V8 pod maską granicę przyzwoitości można ustalić na 55 lat. Nadal jest to poczciwa limuzyna pozbawiona manier złego chłopca, ale mocny silnik daje jakieś nadzieje, że coś się w końcu wydarzy.
Wszelkie skojarzenia są zupełnie przypadkowe. O charakterze auta dobrze świadczy przełożenie dyferencjału, które jest dłuższe, niż w najmocniejszym modelu 500 E. Nikt nie zamierzał nikogo oszukiwać, że 400 E jest samochodem do czegoś innego, niż do rozwijania dużych prędkości na autostradzie. Szwarccharakteru z niego nie będzie. Testowany przez nas
dużo starszy Mercedes W108 z widlastą „ósemką” miał więcej nerwu, chociaż również bliżej było mu do połykacza długich prostych.400 E można jechać 180 km/h i czuć, jakby wóz jechał najwyżej 80. W środku jest aksamitnie cicho i miękko, a nawet usypiająco, bo nie dzieje się zupełnie nic, co jakkolwiek stymulowałoby kierowcę, tak pozytywnie, jak negatywnie.
Jest czterobiegowy automat, który zmienia biegi tak, jakby ich wcale nie zmieniał. Jest tempomat, jest automatyczna klimatyzacja. Można za kierownicą posadzić dmuchaną kukłę jak w filmie "Czy leci z nami pilot?", a samemu przesiąść się do tyłu i czytać Classicauto, popijając Bitburgera z butelki. Spod maski dochodzi jedynie delikatny szum doskonale brzmiącej jednostki, lekko wzmacniany przez równie delikatny szum powietrza opływającego nadwozie. Pomimo swojego dosyć pudełkowatego kształtu,
W124 miał rewelacyjny współczynnik oporu powietrza dzięki wielu dopracowanym detalom. Inżynierowie zwrócili między innymi uwagę na kształt podwozia, listew bocznych, przedniej wycieraczki, a nawet tylnych lamp. Można zasnąć podczas takiej jazdy, a obudzą nas dopiero koguty Autobahnpolizei, jadącej oczywiście także Baleronem. Mimo wszystko, przednie fotele są trochę zbyt twarde i po dłuższej jeździe można odruchowo się lekko wiercić. Jeździłem samochodami niekoniecznie z klasy premium, które pod tym względem dawały więcej przyjemności. Dżentelmeni o wiek i średnie spalanie nie pytają, ale
jeżeli ktoś spodziewa się oszczędności, to zdecydowanie nie tutaj. Na autostradzie, pędząc jak pocisk, Mercedes jest w stanie osiągnąć poziom 10 litrów na 100 kilometrów, ale w mieście zbiornik paliwa zasysa się do środka jak kartonik po soczku. Nikt normalny jednak nie kupuje ponad 4-litrowego V8 do jazdy po zakorkowanym mieście, chyba że ma dużo pieniędzy, ale wtedy na benzynę też go stać.