Pontiac Trans Sport – coś więcej niż rodzinny van
Szukając wieloosobowego youngtimera, rozglądamy się zazwyczaj za VW Transporterem, Chryslerem Voyagerem lub Renault Espace, zapominając, że w USA produkowano także ekscentrycznego i futurystycznego Pontiaca Trans Sport. O dziwo, na naszym rynku znajdziemy sporo egzemplarzy i to w dobrych cenach. Czy warto się nimi zainteresować?

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Pontiac Trans Sport wraz rodziną, czyli bazowym Chevroletem Lumina APV oraz luksusowym Oldsmobilem Silhouette, był odpowiedzią General Motors na Chryslera Voyagera. Amerykańskiemu gigantowi konkurencja zabrała spory kawałek tortu. Trzeba było działać, najlepiej z przytupem. Produkowany od jakiegoś czasu Chevrolet Astro/GMC Safari wyglądał w ofercie GM jak dyliżans i powiedzieć o nim, iż nie spełniał pokładanych w nim nadziei, byłoby eufemizmem. Krótko mówiąc, był do bani. W 1986 roku Pontiac zaprezentował futurystyczny prototyp Trans Sport inspirowany aeronautyką. Koncept miał szklany dach, tylne drzwi otwierane do góry, kierownicę naszpikowaną przyciskami i masę elektronicznych gadżetów. Po kilku latach, w 1989 roku, zaprezentowano jego wersję drogową. Nieco łagodniejszą z wyglądu i prostszą w obsłudze oraz produkcji.

Pontiac Trans Sport @Rafał Andrzejewski
Myślisz: Pontiac, widzisz: GTO, Trans Ama, Fiero, ale nie minivana! A jednak.
Pontiac Trans sport – Klasyka pod maską
Na początku lat 90. do Polski trafiło sporo egzemplarzy Trans Sporta. Zarówno poprzez oficjalną europejską dystrybucję GM, jak i poprzez różne firmy sprowadzające pojazdy z USA (np. warszawski Polex) oraz import indywidualny. Dlatego na naszym rynku znajdziemy różne wersje tego auta. Amerykańską podstawą był testowany przez nas Pontiac Trans Sport SE z silnikiem V6 3,1 litra o mocy 122 KM. Wóz wyposażono w automatyczną trzybiegową skrzynię biegów sterowaną dźwignią przy kierownicy. W Europie Pontiaka sprzedawano także z czterocylindrowym silnikiem 2.3, często sprzęgniętym z ręczną skrzynią biegów. W późniejszych latach do Trans Sportów i jego klonów montowano mocniejsze silniki 3.4 i 3.8, a wraz z nimi czterobiegowe automaty.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Tył Trans Sporta jest bardziej stonowany. Uwagę zwracają tylne światła na wysokości okien. Ten zabieg stał się modny dopiero parę lat później.
Pontiac Trans sport – Nadwozie z przyszłości
Pontiac przede wszystkim miał zachwycać niebanalnym nadwoziem oraz dużą ilością miejsca w środku. Na początku swojej kariery został celebrytą świata motoryzacji. Nowy minivan zdobił okładki prospektów, katalogów i czasopism w sezonie 1989/90. Był inny, niebanalny, wyróżniający się. Do tej pory pamiętam, jak na początku lat 90. właściciele kwiaciarni przed moim blokiem zamienili "Beczkę w dieslu" na lśniącego bielą Pontiaka. Wycieczkom z całego osiedla nie było końca.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Samoloty i helikoptery były inspiracją dla twórców Pontiaka. Na zdjęciu widać długi kokpit, który nawiązuje do kabiny śmigłowca.
Z zewnątrz Pontiac sprawia wrażenie samochodu kompaktowego. Na parkingu jest niewiele wyższy i dłuższy od współczesnych kombi. Amerykanom, co rzadko się zdarza, udało się stworzyć spójne i ładne nadwozie z idealnymi proporcjami. Sylwetki nie psują żadne wyszczerzone zderzaki, dziwna linia dachu czy zwisająca wszędzie galanteria. Za to smukłości dodają wklejane szyby tworzące jednolitą całość z nadwoziem. Przy okazji barwione okna dają ciekawy efekt w środku auta. Na dodatek Trans Sport może się pochwalić kilkoma ciekawymi detalami. Interesującym motywem jest zaokrąglenie krawędzi szyby w przednich drzwiach w stylu Lancii Stratos (choć niektórzy z przypadkowych rozmówców częściej porównywali stylizację drzwi do Škody Roomster). Dach lakierowano na czarno, sprytnie nawiązując do prototypu, w którym był on szklany. Nowoczesnością pachnie całe jednobryłowe nadwozie wykonane z laminatu. W katalogach konstrukcję nadwozia porównywano do nowoczesnych samolotów. Jak chwalił się producent, nowy minivan był "free of rust", za sprawą podwozia zabezpieczonego galwanicznie przed korozją. Całość z plastikową karoserią dawała pewność, że Trans Sport zostanie w jednym kawałku na wieki. Po latach wiemy, że to był zwykły korporacyjny bullshit, a problemy z rdzą stały się zmorą właścicieli tych aut. Zresztą plastikowe elementy od czasu do czasu również powodowały ból głowy użytkowników. Tylne światła lubiły pękać (co zresztą uczyniły w testowanym egzemplarzu).

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Nieco większe kombi? Patrząc na Pontiaka, można odnieść takie wrażenie. Wóz dzięki swojej stylistyce wydaje się mniejszy, niż jest w rzeczywistości.
W tym samym kierunku szła również czarna powłoka na dachu, która często po kilku latach użytkowania posiadała odpryski i pewne braki. Problemy zawsze mogą się zdarzyć, ale samo nadwozie jako projekt budzi jak najlepsze wrażenie. To jednak nie koniec, bo najbardziej zaskakuje to, co zastaniemy na miejscu kierowcy. Po pierwsze widać, że projektanci bardzo mocno inspirowali się śmigłowcami i samolotami. Szerokie ściany nadwozia razem z wielkimi siedziskami w środku przypominają wnętrze samolotu pasażerskiego. A kabina kierowcy i przód wyglądają jak kokpit "Błękitnego gromu". Pamiętacie ten film? A może serial "Airwolf"? W latach 80. powstało kilka obrazów na temat niesamowitych helikopterów, które wraz z załogą walczyły z terroryzmem i ZSRR. Gdyby Trans Sport powstał kilka lat wcześniej, zapewne Roy Scheider zamiast "Błękitnego gromu" używałby do akcji Pontiaka. Duże wrażenie robi ogromna przednia szyba. Pod nią, na desce rozdzielczej, śmiało można się opalać. Jeżeli wrzucimy coś na podszybie, to przedmiot ten zostanie tam na wieki wieków amen. Jak byśmy go nie wykorzystali, zwis przedni jest dłuższy niż "Telegraph Road" Dire Straits. Powoduje to problemy z wyczuciem odległości podczas wszelkich manewrów. Aby nauczyć się wozu, potrzeba dużo czasu, którego Amerykanom najwyraźniej nie chciało się poświęcać. Klienci po jazdach testowych zniesmaczeni wychodzili z salonów i kierowali się do Chryslera. W sumie rzeczy zbyt nietypowe nigdy w Stanach nie sprzedawały się dobrze. Nie każdy chce jeździć po dzieci do szkoły śmigłowcem. W kolejnych liftingach koncern GM ratował sytuację, skracając przód auta. Amerykanie jednak zadziwiająco szybko zapomnieli o wpadce. Kilka lat później, w tym samym segmencie, Pontiac zaprezentował wóz jeszcze bardziej odjechany, mianowicie model Aztek, który do tej pory bije rekordy popularności w zestawieniach najbrzydszych samochodów świata.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Każdy element, który możemy sami obsłużyć, opatrzony jest tekstem. Tutaj widzimy bardzo ładnie zaprojektowaną klamkę tylnej klapy. Możemy otworzyć całą klapę lub tylko szybę.
Pontiac trans sport – I love my truck
O ile z zewnątrz auto sprawia wrażenie lekkiego i małego, to zza kierownicy odczucie jest zupełnie odwrotne. Jadąc Pontiakiem, czułem się jak kierowca klasycznego amerykańskiego pikapa. Siedzenia można podnieść do góry jak w tirze, a kierownicę ustawić pod dowolnym kątem. W Trans Sporcie siedzimy wyżej od innych uczestników ruchu, a wielka szyba i wnętrze utrwalają w nas poczucie, że poruszamy się potężnym samochodem. Właściciel naszego Pontiaca lubi go za komfort i relaks, jaki daje podczas jazdy. Wszystko potwierdzam. Pontiac jest znakomicie wygłuszony, słychać jedynie cichy i bardzo miły pomruk silnika V6. Trzybiegowa skrzynia działa wręcz idealnie. Niewyczuwalne są żadne szarpnięcia, nawet przy redukcjach. Stan relaksu dopełnia znakomite, komfortowe zawieszenie. Naczelny opowiadał, jak robili kiedyś zdjęcia do Classicauto, używając Trans Sporta znajomego operatora – mało który wóz tak dobrze tłumił nierówności i pozwalał na komfortowe fotografowanie podczas jazdy. Trans Sport cudownie buja się na boki przy wirażach, podkreślając swój amerykański rodowód. Nie ma też problemu na drogach gorszej jakości, zaś spory prześwit pozwala na wjazd również na drogi polne i leśne dukty. W późniejszych modelach wprowadzono dodatkowo samopoziomujące tylne zawieszenie.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Ogromne podszybie i boczne okna sprawiają wrażenie wnętrza śmigłowca lub samolotu. Na desce rozdzielczej można sobie uciąć drzemkę.
Nieco mniej relaksująca jest obsługa wozu. Mały koszmar zaczyna się już przy otwieraniu drzwi. Należy wówczas uważać na swój nos. Ja oberwałem za swoje gapiostwo. Drzwi rozszerzają się ku górze, a ich ostry koniec złośliwie celuje zawsze w łuk brwiowy. Można się mocno zdziwić, obrywając drzwiami w twarz. W środku też bywa różnie. Mimo że Amerykanie jak zawsze wszelkie przełączniki opisali ze szczegółami (wiadomo – groźba procesu sądowego!), to ich obsługa nie jest oczywista. Sterowanie wycieraczkami znajduje się na obudowie licznika, bieg wentylacji wybiera się przyciskami gdzieś z boku, a hamulec ręczny włącza się dodatkowym pedałem (jak w starych Mercedesach). Do tej pory nie wiem, w którym miejscu znajduje się przycisk świateł awaryjnych. Trudno się tego wszystkiego nauczyć, umieszczenie większości instrumentów przeczy bowiem intuicji.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Sprzęt spottera. Najważniejszy jest dobry obiektyw. Pontiac świetnie sprawdził się jako pojazd służbowy. Po pierwsze, ma sporo miejsca na wszelkie gadżety, po drugie, jest wysoko zawieszony, dzięki czemu wjedzie w każdą dziurę przy lotnisku.
Egzemplarz, który testowałem, został sprowadzony do nas z Nowego Jorku, najprawdopodobniej poprzez import indywidualny. Europejskie wersje Pontiaka miały pomarańczowe kierunkowskazy i wyposażenie przygotowane pod panujące w Europie przepisy. W przypadku naszego Trans Sporta, sprowadzonego do Polski w 1993 roku, właściciel musiał sam kombinować, jak go dostosować do polskich przepisów. Z ciekawszych modyfikacji: w tylnych zderzakach znajdziemy kierunkowskazy od Fiata 126p – wyglądają jak lampy cofania, ponieważ są tutaj od 1993 roku i zupełnie wyblakły.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Automobilklub NY. Zanim nasz Pontiac trafił do Polski, przez rok jeździł w Nowym Jorku.
Pontiac Trans Sport – Prawie jak full-size
Dużym zaskoczeniem jest ilość miejsca w środku. Zarówno z przodu, jak i z tyłu jest wygodniej niż w amerykańskim dużym sedanie. Siedzi się wysoko, na tylnych fotelach jest sporo miejsca na boki. Bardzo wygodne siedziska można łatwo zdemontować. Ważą tylko 15 kg/szt. Jak w każdym minivanie możemy swobodnie konfigurować ustawienie foteli. Wojtek, aktualny użytkownik Trans Sporta, najczęściej jeździ bez foteli, przewożąc części do remontu swoich starszych wozów. Mówi, że Pontiac miał być chwilowym epizodem w jego życiu, ale tak go polubił, że został u niego na dłużej. Miałem podobne odczucia. Na początku jechało się dziwnie. Nie wiadomo, gdzie samochód się zaczyna, a gdzie kończy. Mimo silnika V6, mocy 122 KM i lekkiego nadwozia wóz niespecjalnie imponuje dynamiką. Ale szczerze mówiąc, osiągi są jak najbardziej wystarczające i wprost proporcjonalne do możliwości miękkiego zawieszenia oraz hamulców. Po kilku dniach poczułem, że prędkość i zwinność nie są w tym wypadku najważniejsze, polubiłem natomiast spokojny i relaksujący styl Trans Sporta. Niestety odczułem też jego jeden z podstawowych minusów, czyli brak drugich przesuwnych drzwi.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Przełączniki i suwaki. Jest tego sporo i w dziwnych miejscach.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Odsuwane drzwi to w minivanach podstawa. Pontiaka i jego klony krytykowano za drzwi tylko z jednej strony.
Pontiac Trans Sport – Kandydat na klasyka?
Mimo futurystycznego nadwozia, praktycznego wnętrza i ciekawych rozwiązań Pontiac Trans Sport rzadko jest postrzegany jako samochód klasyczny. W ojczyźnie nie zdobył uznania, a General Motors może uważać swojego supernowoczesnego minivana za wpadkę. Dziś Pontiac na ulicy zwraca na siebie uwagę bardziej jako dziwoląg niż klasyk. Jadąc nim, nie zobaczymy pozdrawiających nas ludzi czy kciuków w górze. Powodem może być fakt, że jeszcze sporo tych samochodów jeździ jako normalne wozy codziennego użytku. Wielu użytkowników nie potrafi ich prawidłowo serwisować. Problemy sprawiają marne instalacje LPG, trudny dostęp do trzech z sześciu świec zapłonowych, rozpadająca się instalacja elektryczna czy po prostu korozja podwozia. Nie jest też łatwo o oryginalne części, które czasem są potrzebne z błahych powodów, typu wspomniane już pękające tylne światła.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Walkman podobnie jak Trans Sport, na początku lat 90. dodawał 10 punktów do wizerunku yuppie. Dziś oba przedmioty są nieco zapomniane.
Moim zdaniem w tej chwili mamy najlepszy czas na poszukiwanie swojego idealnego egzemplarza. Za parę lat największe rzęchy umrą śmiercią naturalną, a śmigłowiec z General Motors będzie poszukiwanym pojazdem zabytkowym jako wygodniejsza i bardziej luksusowa alternatywa dla wszędobylskich Volkswagenów i bardziej "zrównoważonych" Voyagerów.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Ostrzeżenia to standard w amerykańskich wozach. Ich brak skutkowałby serią absurdalnych procesów sądowych.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
I am American. Tradycyjna dźwignia zmiany biegów przy kierownicy.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Wyposażenie Trans Sporta robi spore wrażenie: elektryczne szyby, ABS, klimatyzacja, tempomat, fabryczny radiomagnetofon, centralny zamek, wspomaganie kierownicy. W Europie to był wtedy szczyt luksusu.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
W 1993 samemu przerabiało się amerykańskie wozy na wersję europejską.

PONTIAC TRANS SPORT @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Relaks spottera przed kolejnym lądowaniem samolotu. Jak widać, miejsca jest sporo. Indywidualne siedzenia można dowolnie konfigurować. W oparciach znajdziemy plastikowe stoliki z miejscem na kubki.
Pierwotna wersja tego artykułu ukazała się w "Classicauto" nr 137/2018