Ferrari 275 GTB w wersji, której chciało niewielu. Naprawdę?
Jeden z najbardziej niesamowitych modeli z Maranello – Ferrari 275 GTB/4S N.A.R.T – powstał wbrew woli Enzo Ferrariego. Na dodatek zamiast znaczka Ferrari miał logo amerykańskiego zespołu wyścigowego, a jego sprzedaż była tak niska, że nie wyprodukowano nawet połowy zakładanej liczby egzemplarzy.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
We wrześniu 1967 r. magazyn "Road & Track" uznał Ferrari 275 GTB/4S N.A.R.T. za "najbardziej satysfakcjonujący samochodów sportowy na świecie".
Włochy mogłyby przestać istnieć pod koniec lat 60. Wszystko, co najlepsze, najpiękniejsze i najwspanialsze na Półwyspie Apenińskim zdarzyło się na początku drugiej połowy ubiegłego wieku, i to na przestrzeni zaledwie kilku lat. Najpierw, w 1964 r., urodziła się Monika Belluci, a w tym samym roku Ferrari zaprezentowało genialny model 275 z nadwoziem autorstwa Pininfariny. Trzy lata później na świat przyszła Carla Bruni, a Scaglietti podkręcił projekt 275, rysując niesamowitego spydera – Ferrari 275 GTB/4S N.A.R.T.. Choć od tamtych wydarzeń minęło już ponad pół wieku, to obie panie są do dzisiaj symbolami włoskiej urody i piękna. Upływ czasu nie dotyczy także Ferrari, które po dziś dzień uchodzi za najpiękniejszy kabriolet na świecie.

FERRARI 275 Spyder @ferrari
Pierwszy egzemplarz Spydera w 1967 r. wystartował w 12h Sebring, zajmując 2. miejsce w klasie. Ta sama sztuka została potem przemalowana na czerwono, wystąpiła w filmie i służyła jako auto prasowe.
FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. – Luigi Chinetti
Urodzony w 1901 r. Włoch, był synem rusznikarza. Pomagał ojcu w warsztacie, dzięki temu już jako mały brzdąc umiał obsługiwać tokarkę. W wieku 12 lat uzyskał certyfikat potwierdzający jego umiejętności, a jako 16-latek rozpoczął pracę na stanowisku mechanika w zakładach Alfa Romeo. W pracy poznał starszego o 3 lata Enzo Ferrari. Znajomość okazała się bardzo mocna – mimo że Chinetti z czasem awansował na stanowisko handlowca i został oddelegowany do paryskiego punktu sprzedaży Alfy, to panowie pozostawali w kontakcie. Wspólnym mianownikiem była pasja do sportowych samochodów. Podczas gdy Ferrari rozwijał swój zespół wyścigowy Scuderia Ferrari, Luigi, równolegle z reprezentowaniem Alfy Romeo, specjalizował się w długodystansowych zawodach. Uczestniczył we wszystkich maratonach w Le Mans w latach 1932-53! Po wybuchu II wojny światowej wyemigrował do USA, gdzie kontynuował karierę kierowcy wyścigowego. W 1949 r. wrócił do Europy, jednak okazało się, że cały jego majątek przepadł. Przed powrotem do USA spotkał się z Ferrarim. Podobno ich spotkanie było niezwykle burzliwe – przygnębiony Enzo zastanawiał się, co robić. W trakcie wojny przekształcił Scuderię w manufakturę działającą na potrzeby armii, a powrót do przedwojennej świetności wydawał się bardzo trudny. Luigi przekonywał, że nikt nie potrafi robić wyścigówek tak jak Ferrari. Z kolei pieniądze potrzebne na rozwój fabryki powinny pochodzić ze sprzedaży cywilnych samochodów, które Chinetti miał oferować w Ameryce. Czy tak rzeczywiście przebiegła ta rozmowa? Nie wiadomo. Pewnym natomiast jest, że jeszcze w 1949 r. Luigi sprzedał pierwsze Ferrari w USA. Włoch nie był w ciemię bity i wiedział, że bez reklamy daleko nie zajedzie. Jak najlepiej promować sportowe samochody? Ścigając się nimi. W 1958 r. powstał zespół North American Racing Team (N.A.R.T.), a Enzo udzielił mu pełnego wsparcia, dostarczając najlepszych kierowców oraz pełną obsługę serwisową. Chinetti okazał się nie tylko wprawnym kierowcą, ale też pierwszorzędnym biznesmenem.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Mało który kabriolet z założonym dachem wygląda tak dobrze jak 275 GTB/4S N.A.R.T.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Lewarek 5-biegowej skrzyni biegów sterczy lekko przechylony niczym krzywa wieża w Pizie. To celowy zabieg – dzięki temu kierowca nie musiał daleko sięgać ręką, aby zmienić przełożenie.
FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. – Pininfarina-Scaglietti
Ferrari serii 250 było de facto całą rodziną modeli wykorzystującą trzylitrowy, dwunastocylindrowy silnik projektu inż. Gioacchino Colombo. Niezwykle udana seria samochodów produkowana była przez 12 lat, co (nawet jak na ówczesne czasy) w świecie sportowej motoryzacji zdaje się wiecznością. W 1964 r. Ferrari zaprezentowało następcę, model 275. Nowe nadwozie projektu Pininfariny skrywało silnik o powiększonej do 3,3 litra pojemności, niezależne zawieszenie tylnych kół, a przede wszystkim poprawiający rozkład mas układ transaxle. Klienci mogli wybierać pomiędzy zamkniętą Berlinettą (GTB) a otwartym Spyderem (GTS). Po upływie dwóch lat zmodyfikowano silnik – od tej pory każda głowica miała 2 wałki, dzięki czemu zwiększono moc do 300 KM. Do nazwy modelu dodano cyfrę 4, podkreślając tym samym zmiany, jakie zaszły pod maską. Jednocześnie wycofano z oferty kabriolet, co było nie w smak Chinettiemu. Niepocieszony Włoch nalegał, aby otwarta wersja wróciła do oferty – według niego niewielki Spyder był tym, co idealnie trafiało w gusta Kalifornijczyków. Enzo zdawał się nieprzejednany, jednak Sergio Scaglietti na prośbę Luigiego zaprojektował kabriolet w oparciu o 275 GTB/4. I zrobił to tak genialnie, że Ferrari od razu zaaprobował projekt, któremu początkowo był przeciwny. Nowy Spyder miał być oferowany tylko w Ameryce i był oczkiem w głowie Chinettiego. Samochody były oznaczone logo zespołu N.A.R.T, a pełna nazwa modelu brzmiała Ferrari 275 GTB/4S N.A.R.T. (lub Ferrari 275 GTS/4 N.A.R.T. Spyder, 275GT/4/S, 275/GT B/4, a nawet 275GTB/4*S – w każdym dokumencie Włosi nazywali go inaczej). Niezależnie od tego pomieszania z poplątaniem był to wyjątkowo udany wóz. Do dzisiaj uchodzi za najładniejszy samochód, jaki kiedykolwiek powstał, będąc wzorem spójności i harmonii. A to wszystko zostało osiągnięte prostymi, wręcz minimalistycznymi środkami. Od pierwotnego projektu Scaglietti "tylko" odciął dach, robiąc to jednak tak genialnie, że idealnie gładkie nadwozie, nie posiadające praktycznie żadnego ozdobnika czy przełamania, zyskało dodatkowo na lekkości. Jego kreska zdaje się być wykonana jednym, miękkim ruchem ołówka prowadzonym doświadczoną ręką projektanta. Niby od niechcenia. Nic nie trzeba do niego dodawać, w żaden sposób podkreślać wyjątkowości. Ta miękkość zadziwiająco łączy się z dynamiką i sportowym charakterem Spydera. Ten wóz, nawet gdy stoi zaparkowany, dostarcza więcej emocji niż niejedno sportowe auto w trakcie jazdy. Tak potrafią tylko Włosi. Ale cóż innego mogło wyjść z działania duetu Pininfarina-Scaglietti?

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Pod długą maską skrywa się Tipo 226, czyli 12-cylindrowy silnik z rodziny Colombo. Wyposażony w suchą miskę olejową, 2-wałkowe głowice i 6 gaźników typu Weber 40DCN pozwalał osiągnąć 155 mil na godzinę.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Smaczek z epoki, czyli szprychowe koła z centralną nakrętką. Wyglądają obłędnie, ale właściciel zazwyczaj przeklina je przy pierwszej próbie doczyszczenia felg.
FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. – Niechciany Włoch
Luigi był zachwycony nowym autem. Początkowo miało powstać 25 Spyderów, jednak wbrew oczekiwaniom wozy wcale nie znajdowały nabywców. I to pomimo tego, że jeden z pierwszych egzemplarzy kupił Steve McQueen. Licha sprzedaż spowodowała, że koniec końców powstało zaledwie 10 egzemplarzy. Ferrari 275 N.A.R.T. zamówił też Eddy Smith Senior, przez przyjaciół zwany Georgem. Ten potentat branży pończoszniczej był ucieleśnieniem amerykańskiego snu. Stracił rodziców w wieku zaledwie kilku lat. Wychowywał się w sierocińcu, który nauczył go ciężkiej pracy. Imał się różnych zajęć, aż w 1952 roku założył własną działalność – wysyłkową sprzedaż pończoch. Biznes szedł wyjątkowo dobrze, a pamiętający trudne dzieciństwo George chciał przychylić nieba swojemu synowi. Gdy pewnego dnia Eddy jr. zaproponował uczestnictwo w 12-godzinnym wyścigu na torze Sebring, zgodził się bez wahania. Pojechali Impalą Tri-Power rocznik 1960. Jak wspominał junior: "To wtedy tata złapał bakcyla. Zapach palonego Castrola przeniknął do jego krwi". W kolejnym roku wystartowali pachnącą nowością Corvettą. Obaj Smithowie wówczas dopiero poznawali motoryzacyjny świat, nie znali się zbytnio na sportowych autach. Jednak nimb roztaczany przez Ferrari był wyjątkowy. A na torze w Sebring, kilka boksów obok Smithów, swoje stanowisko miał Luigi Chinetti… Nie trzeba było długo czekać, aby w garażu Eddy’ego zaparkowało Ferrari 250 GT California Spyder. Po roku zamienił je na 275 GTB/4, a jeszcze chwilę później na widocznego na zdjęciach Spydera. Mniej więcej w tym czasie Steve McQueen rozbił swoje 275 N.A.R.T. Spyder wciągał jak narkotyk, niezrażony Steve chciał taki sam wóz. Ograniczona produkcja spowodowała, że oczekiwanie na kolejny egzemplarz liczono w miesiącach. McQueen nie chciał czekać, zadzwonił więc do Eddy’ego i zapytał, czy ten nie odsprzeda mu swojego 275. Argumentem miała być cena, Steve proponował spore pieniądze. George się uśmiechnął i odpowiedział: "Steve, stary, wiesz że lubię cię, ale cię nie kocham. I nie sprzedam ci mojego samochodu!". Jakiś czas później równie nieskutecznie auto chciał odkupić Ralph Lauren. Jak wspominał Phil Hill, były kierowca F1 teamu Ferrari, Eddy powiedział mu: "Kupiłem ten samochód z pewnego powodu. I z tego samego powodu nigdy go nie sprzedam. Ten wóz stał się częścią mnie!".

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
To jedyne auto z Maranello, na którym znalazło się logo North American Racing Team, zastępując znaczek Ferrari.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Kabina Spydera jest jednocześnie luksusowa i sportowa. Kunszt włoskich projektantów to umiejętne połączenie obu tych cech.
FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. – Gran turismo
Wnętrze jest jednoznacznie sportowe, jednak nikt nie szczędził na materiałach wykończeniowych. Przyjemne kubełkowe fotele obite są pierwszorzędną skórą, podobnie zresztą jak tunel środkowy. Kształt czarnej, matowej deski podkreślony został chromowaną listwą. Na tyle delikatną, aby nie rzucała się w oczy, ale jednocześnie dodawała szlachetności czarnemu tworzywu. Praktycznie całą przestrzeń przed kierowcą wypełniają zegary firmy Veglia z charakterystycznie umieszczoną podziałką: wartości umieszczone w dolnej połowie zapisane są odwrotnie niż te znajdujące się w górnej. Jestem więcej niż pewien, że gdyby na taki pomysł wpadli Francuzi, zegary wyglądałyby znacznie bardziej wystrzałowo, za to byłyby całkowicie nieczytelne. Kunszt włoskiego wzornictwa ujawnia się w tym, że – paradoksalnie – ta sztuczka poprawia czytelność wskaźników. Drewniana kierownica z cienkim wieńcem jest dziełem sztuki, a zaraz obok niej znajduje się drążek zmiany biegów. Wydaje się przesadnie wysoki, jednak to celowy zabieg – dzięki temu kierowca nie musi po niego daleko sięgać. Lewarek chodzi po chromowanej prowadnicy, pozwalając precyzyjnie wybrać bieg z niesamowitym "klik-klik" przy każdej zmianie.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Fabryczny zestaw narzędzi nie pozostawiał złudzeń – Ferrari się psuło, ale każdy prawdziwy szofer umiał sobie z tym poradzić.
Przekręcenie kluczyka daje sygnał do startu maszynerii ukrytej pod długą maską. Dźwięk silnika zdaje się aż nazbyt łagodny. Jednak wystarczy lekko musnąć gaz, aby 6 gaźników zaciągnęło chrapliwie powietrze, a cztery wydechy basowo zamruczały. Spyder dzięki układowi transaxle jest perfekcyjnie wyważony, a Scaglietti dokonał cudu – nadwozie pozbawione dachu zdaje się wyjątkowo sztywne. To auto, które może świetnie służyć jako bulwarówka. Silnik jest nad wyraz elastyczny, a jedynie twardy pedał sprzęgła z krótkim skokiem może wymagać nieco ekwilibrystyki przy toczeniu się po nadmorskiej promenadzie. Jednak 12 cylindrów tylko czeka na mocniejsze wciśnięcie gazu. Po przekroczeniu 5500 obrotów silnik łapie drugi oddech, ale szofer musi mieć się na baczności, inaczej podzieli los Steve’a McQueena, który w końcu uchodził za wybornego kierowcę. To jest ten romantyzm, którego brakuje w dzisiejszych bezdusznych samochodach. Pewnie są szybsze i lepiej hamują. Są stabilne niezależnie od prędkości i błędów, jakie popełni kierowca. Spydera trzeba się nauczyć, poświęcić mu czas. Wymaga, aby niezależnie od tego być świetnym szoferem, inaczej na nic starania. Gdy jednak pozna się go, to każda wspólna podróż będzie przygodą, którą zapadnie głęboko w pamięć.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Małe odstępstwo od oryginału – wlot powietrza posiada chromowaną obwódkę. Wielu zarzucało Eddy’emu ten dodatek jako nieoryginalny, jednak metalowa listwa pojawiła się jeszcze w fabryce na życzenie przyszłego właściciela.
FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. – Na dobre i na złe
George dotrzymał słowa i nigdy nie sprzedał auta. Utrzymywał Ferrari w nienagannym stanie, przy czym nie zapominał, żeby używać go zgodnie z przeznaczeniem. Podobno podczas jednego z wyścigów na torze Sebring, kiedy w trakcie 12 godzin jechali na zmianę z synem, krzyknął do niego wzburzony: "Jedziesz zbyt wolno! Rujnujesz wykręcony przeze mnie średni czas!". Uwielbiał też chrapliwy dźwięk dwunastocylindrówki. Jak wspomina jego córka, nadjeżdżającego ojca słychać było już kilka przecznic wcześniej.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Instrumenty pokładowe mają być przede wszystkim czytelne. Paradoksalnie pomaga w tym odwrócenie cyfr w dolnej połowie zegara.
George uchodził za filantropa i człowieka o wyjątkowo dobrym sercu. Dlatego też po jego śmierci rodzina, mając na względzie wyjątkowość auta oraz jego wartość, wystawiła tę niesamowitą maszynę na aukcję. Samochód sprzedano za astronomiczną kwotę 27,5 mln dolarów amerykańskich, a dochód z niej przeznaczono na cele charytatywne. Każdy, kto znał Eddy’ego seniora, wie, że sprawiłoby mu to ogromną radość.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Końcówki wydechu warczą, grzmią, a gdy trzeba, to plują olejem.
Podobno samochód to bezduszna maszyna, która składa się z kawałka blachy i silnika. Przedmiot użytkowy, li tylko kawałek blachy z silnikiem. Gdyby zapytać George’a, opowiedziałby, jak bardzo się mylą ci, którzy tak myślą. Za każdym autem kryje się historia, emocje i przygody, których nieodłącznym elementem jest maszyna. Na dodatek Włosi umieją robić auta jak nikt inny. Przy tym grzeszą, jeżeli chodzi o trwałość, jakość nierzadko woła o pomstę do nieba, ale piękno ich samochodów powoduje, że wszystko im się wybacza. Na dodatek awaryjność zazwyczaj rośnie wraz z unikatowością auta. Małe i tanie Fiaty są nie tylko zgrabne, ale zazwyczaj jeżdżą, aż im koła odpadną. Za to ekskluzywne Ferrari często wymagają specjalnej troski, a do tego mają swoje kaprysy i humory, ale… piękni mają łatwiej, prawda? Uśmiech Moniki Belluci czy spojrzenie Carli Bruni potrafi osłodzić najgorsze chwile życia. Zupełnie jak czas spędzony za kierownicą Ferrari 275 GTB/4S N.A.R.T. Eddy Smith Sr. nigdy nie wspominał o awariach i problemach, które wydarzyły się w czasie, kiedy Ferrari 275 GTS/4 do niego należało. W końcu najlepszym przyjaciołom nie wypomina się ich wad, złe chwile idą w niepamięć, a w głowie zostają tylko dobre wspomnienia.

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Jak wspominał syn doktora Michaela Sermana, właściciela 275 GTB/4S z o numerze podwozia 10749: "Najlepiej pamiętam ręczne mycie Spydera. Mogłem patrzeć i patrzeć na jego kształty, ale najbardziej urzekał mnie jego tył".

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @Ferrari
W 1968 r. na ekrany kin wszedł film "Sprawa Thomasa Crowna". Zagrał w nim Spyder, który rok wcześniej… startował w wyścigu na torze Sebring. Odszykowany i przemalowany, w filmie stał się "jedną z tych czerwonych włoskich rzeczy".

FERRARI 275 GTB/4S N.A.R.T. @DARIN SCHNABEL/RM SOTHEBY’S
Silnik był dopasowany do przestrzeni pod maską niczym dobrze skrojony włoski garnitur. W tej ciasnocie, aby skutecznie chłodzić napęd, niezbędne okazały się skrzela na błotniku.

Ferrari 365 GTB/4 N.A.R.T Spyder Competizione @Ferrari
Kolejnym wozem przygotowanym dla amerykańskiego zespołu Ferrari był model 365 GTB/4 N.A.R.T Spyder Competizione. W nawiązaniu do najlepszych przedwojennych tradycji przeróbkę zlecono poza fabryką, u mistrza Michelottiego. Efekt był… kontrowersyjny.

@Ferrari
Ten egzemplarz Spydera 365 GTB/4 Daytona N.A.R.T. był prezentem Luigiego Chinettiego dla żony. Na jej cześć auto nazywało się Marion.