SZROCIAKI
Z typowo osobowych aut w oczy rzucał się wrzosowy Oldsmobile Cutlass, a raczej to, co z niego zostało. Nie brakowało też aut w dobrym stanie.
Uroki Norwegii

Ze wszystkich krajów, które miałem okazję poznać, największą miętę czuję do Norwegii. Przemawia do mnie przepiękna i nietknięta przez człowieka natura połączona z norweską mentalnością i sporą ilością… starej motoryzacji.

Jakub Cipior
Każdy, komu Norwegia kojarzy się głównie z Teslami i innymi wtyczkowozami na ulicach Oslo, zapewne wykrzyczy: „Jaka stara motoryzacja?!”. Przyznam, że nie jestem zwolennikiem kategoryzowania autentyczności pojęć i obiektów na prawdziwe i nieprawdziwe, ale w tym wypadku całkiem uzasadnionym wydaje mi się stwierdzenie, że „prawdziwa Norwegia” zaczyna się dopiero wiele, wiele kilometrów na północ od Oslo. Stąd też dziś wybieramy się do gminy Vikna w północnej części regionu Trøndelag, gdyż to tam swego czasu natknąłem się na ciekawe dla każdego miłośnika starych gratów miejsce. Nigdy bym tam nie trafił, gdyby nie losowe wydarzenie, czyli objazd głównej drogi, którą zazwyczaj jeździłem do i z Rørvika, gdzie wówczas mieszkałem. Któregoś dnia, poruszając się ową lokalną drogą, miałem trochę więcej czasu i postanowiłem dokładniej zgłębić przybytek, który dotychczas znałem jedynie z widoku dwóch starych Scanii 110 strzegących wejścia. Były to ciągniki siodłowe jeszcze z tych czasów, kiedy silnik montowano przed kabiną, a nie pod nią. Początkowo nie spodziewałem się żadnych wodotrysków w postaci starych samochodów osobowych, gdyż z perspektywy ulicy wyglądało to raczej jak złomowisko pojazdów ciężarowych, maszyn budowlanych, naczep i temu podobnych umiarkowanie ekscytujących mnie pojazdów.
Jakub Cipior

Rdza ma swoje organiczne piękno.

Jakub Cipior

Scania 111 ma silnik przed, a nie pod kabiną. Produkowano je do połowy lat 70.

Jakub Cipior

Kadett A był jednym z nielicznych „Europejczyków”. Przeważały wozy z Ameryki.

Jakub Cipior

Nie jestem ekspertem od ciężarówek, ale to zapewne była Scania 141 z drugą kabiną „na plecach”.

Początkowo faktycznie przeważały stare ciężarówki, ładowarki, wózki widłowe, a nawet pojedyncze łodzie. Rzecz jasna wszystko było zardzewiałe w diabły lub padło ofiarą mniejszej lub większej kolizji. W końcu pośród mało interesującego złomu i niekoniecznie starych samochodów w postaci kilku Passatów B4 zaczęły pojawiać się pierwsze prawdziwe klasyki. Co bardzo charakterystyczne dla Skandynawii, były to głównie pojazdy pochodzące ze Stanów Zjednoczonych: kilka sztuk wielkich busów Chevroleta z serii G20/G30, Dodge Ram w nadwoziu van, GMC Vandura czy Chevrolety z rodziny C/K (Suburbany i Blazery). Europejską motoryzację reprezentowała wspomniana już kolekcja czterech Passatów B4, żółty Mercedes 608D i jeden Opel Kadett A. Ze zdziwieniem odnotowałem gościa z Rosji w postaci potężnego Urala 375D, ale Federacja to przecież sąsiad Norwegii, o czym się powszechnie zapomina. Rzecz jasna, jak to w tej części Norwegii, wszystko zostawiono pootwierane, wokół nikogo nie było, a niektóre fury miały nawet kluczyki w stacyjkach i paliwo w baku. Jak możecie się domyślać, nie skończyło się jedynie na biernym kontemplowaniu eksponatów. Nie mogłem nie wykorzystać tak niepowtarzalnej okazji, więc wsiadłem do całkiem świeżo wyglądającego Chevroleta G30 z 6,2-litrowym dieslem V8 pod maską, przekręciłem kluczyk w stacyjce i po chwili… odpaliłem go. O dziwo zagadał już od drugiego „strzała”, a huk był tak wielki, że kumpel znajdujący się kilkanaście metrów dalej szybko przybiegł, pewny, że odpaliłem jakąś ciężarówkę, a nie busa. Z ciekawych gruzów to praktycznie na samym końcu tego złomowiska trafiłem na Datsuna 720 w pickupie, który jak przystało na „prawdziwego Japończyka” (znowu to kategoryzowanie, a miałem przecież tego unikać), był gruntownie skorodowany. Najlepszym tego obrazem był stan słupka A – do jego wnętrza można było po prostu zajrzeć. Następnie obrałem za cel i zameldowałem się za kółkiem niebieskiego Chevroleta Blazera z początku lat 80. Zdziwił mnie znakomity stan kabiny wykończonej pięknym, granatowym welurem, który wydawał się wręcz krzyczeć, że to auto zostało tu pozostawione tylko na chwilę i zaraz wróci jego właściciel, dajmy na to John czy Johan. W stacyjce radośnie połyskiwał przecież pęk kluczyków, fotel pasażera usiany był kilkoma kasetami z muzyką – a jakże! – country, a na desce rozdzielczej dumnie stał kubek z McDonalda. John się jednak nie pojawił.
Jakub Cipior

Wśród gratów znalazł się też żółty Mercedes 608D.

Jakub Cipior

ChevyVany są tu tak popularne i poważane, że gdyby nie Toyoty Hiace, to można by je spokojnie nazwać norweskimi odpowiednikami VW T4.

Jakub Cipior

Jeden z kilku Suburbanów na placu. Nie brakowało też innych Chevroletów z rodziny C/K.

Jakub Cipior

Wiekowy dystrybutor paliwa, który w każdym innym kraju byłyby łakomym kąskiem dla kolekcjonerów.



Czytaj więcej