MIEJSCE
Statuetki Spirit of Ecstasy, które zdobią grille Rolls-Royce’a, przyjeżdżają z odlewni w Southampton. To małe dzieła sztuki same w sobie.
Rolls Royce - Fabryka klasyków

W świecie nieustannie śrubowanych oszczędności i wirtualnej rzeczywistości jest jedno miejsce, w którym nadal hołduje się wartościom nieprzemijalnym: tradycyjnemu rzemiosłu i ludzkiemu talentowi. To fabryka Rolls-Royce’a w Goodwood.

Mateusz Żuchowski
Polscy entuzjaści klasycznej motoryzacji mogą kojarzyć należące do Lorda Marcha włości Goodwood w hrabstwie West Sussex. Już od kilkudziesięciu lat lord jest łaskaw organizować na swoim podwórku różne gry i zabawy związane z motoryzacją, głównie tą klasyczną. Pomiędzy doskonale znaną trasą wyścigu górskiego Goodwood Festival of Speed a torem Goodwood Circuit od 20 lat znajduje się jeszcze jeden ważny dla brytyjskiej kultury samochodowej obiekt.

Auta Rolls-Royce’a powstawały łącznie w czterech różnych miejscach, w tym w USA. Obecna fabryka funkcjonuje od 2003 r.

W takim sielankowym krajobrazie, pośród pagórków, sadzawek z kaczkami i przyciętych w niepokojąco perfekcyjne sześciany drzew swój dom znalazł Rolls-Royce. Tę nowoczesną, wtopioną w naturę manufakturę co roku opuszcza około 5 tys. najbardziej luksusowych samochodów świata. Każdy z nich przejdzie w tym miejscu przez co najmniej 60 niezwykle utalentowanych par rąk (i ramiona tylko jednego robota, który dokona precyzyjnie wymierzonego lakierowania karoserii). Do tego miejsca niestety nie można dostać się z zewnątrz, lecz tylko na zaproszenie firmy. Tym chętniej skorzystałem z danej mi szansy. Choć to tylko fabryka, to wizyta w niej jest doświadczeniem skłaniającym do egzystencjonalnych przemyśleń.

Nowy zakład powstał od podstaw na posiadłości Goodwood Lorda Marcha. Zgodził się na niego pod jednym warunkiem: nie może być go widać z balkonu jego sypialni. Stąd zaokrąglony dach hali na prawej części zdjęcia.

Dom Rolls-Royce’a to miejsce, gdzie spotykają się tradycyjne metody rzemiosła z nowymi trendami w modzie.

Fabryka zachęca klientów do odważnych, indywidualnych konfiguracji. To jednak stąpanie po cienkim lodzie. Producent dyplomatycznie opisuje niektóre wybory jako „interesujące”.

Tułaczka Rolls-Royce’a
O marce Rolls-Royce lubimy myśleć jako stabilnej, pewnie nawet trochę nudnej instytucji. Tymczasem jej historia jest burzliwa i skomplikowana. Zaczęła się od spotkania dwóch charyzmatycznych postaci: genialnego inżyniera, Henry’ego Royce’a, i jednego z pierwszych dilerów samochodów w Wielkiej Brytanii, Charlesa Royce’a. W 1906 roku panowie uformowali biznes o nazwie Rolls-Royce Limited i zabrali się za poszukiwanie dogodnej działki na budowę fabryki swoich produktów. Nie padło jednak na Goodwood – droga do tej lokalizacji była bardzo daleka. Przedsiębiorcy początkowo rozglądali się w zupełnie innej części Wielkiej Brytanii, w Manchesterze, gdzie Royce miał już jedną fabrykę. Zdecydowali się jednak na Derby w East Midlands, skuszeni złożoną przez miasto obietnicą niskich rachunków za prąd. Obiekt zaprojektował wszechstronnie utalentowany Royce, a produkcja rozpoczęła się w roku 1908.
Popularność wytwarzanych tam produktów szybko urosła na tyle, że do nadążenia za produkcją firma w roku 1921 otworzyła drugą fabrykę w… Springfield w stanie Massachusetts. To mało znany epizod z historii i nawet sam Rolls-Royce nie chwali się dziś nim przesadnie, ponieważ trzy tysiące egzemplarzy wyprodukowanych w USA nie cieszą się dzisiaj zbytnią estymą kolekcjonerów, a i sama fabryka szybko zakończyła działalność w 1931 r. w wyniku wielkiego kryzysu.

Ogromna wartość aut Rolls-Royce’a w decydującej mierze zależy od pojedynczych, niepozornych osób. Producent pozyskuje je spoza branży motoryzacyjnej, najczęściej krawieckiej i meblarskiej.

Rzemieślnicze detale wykonuje się tymi samymi metodami i z użyciem tych samych narzędzi od wielu dekad. Najbardziej podobał mi się przyrząd do ugniatania tapicerki, wykonany z miękkiej rybiej ości.

W tym samym roku i z tych samych powodów Rolls-Royce kupił postawionego w stan likwidacji Bentleya. Pierwszą decyzją nowego właściciela było zakończenie produkcji w Cricklewood i przeniesienie jej do Derby. Nie na długo, ponieważ w 1938 r. w ramach przygotowań do II wojny światowej brytyjski rząd wybudował Rolls-Royce’owi drugą fabrykę w Crewe. W czasie konfliktu powstawały tam słynne silniki Merlin, które trafiały między innymi do samolotów Hawker Hurricane i Supermarine Spitfire. Zapotrzebowanie na nie było tak wielkie, że pozwoliły dotychczas stosunkowo niewielkiej firmie samochodowej stać się jednym z liderów przemysłu lotniczego.

Fabryka w Crewe to miejsce nierozerwalnie związane z Rolls-Royce’em, brytyjską motoryzacją i w ogóle Wielką Brytanią. Jednak od 20 lat produkuje się tam wyłącznie Bentleye.

Po zakończeniu wojny postanowiono uporządkować produkcję. Nowe silniki odrzutowe do samolotów przydzielono starszemu obiektowi w Derby, a Crewe oddano w całości do dyspozycji prawie identycznych z wyglądu samochodów Rolls-Royce’a i Bentleya. Sytuacja utrzymała się aż do 2002 r., kiedy z tamtejszej linii produkcyjnej zjechał ostatni samochód z dwoma „R” na grillu.
W powszechnym przekonaniu Rolls-Royce został wykupiony w 1998 r. przez BMW. W rzeczywistości Niemcy za 40 milionów funtów wykupili jedynie prawa do wykorzystywania tej marki na rynku samochodowym. Wszystko, co było potrzebne do stworzenia modelu Phantom siódmej generacji oraz tych, które nastąpiły po nim, musieli sobie zbudować sami. Włącznie z fabryką w Goodwood.

Największą wartość dla klientów mają osobiste pamiątki. Jeden w tym miejscu deski rozdzielczej zamieścił rysunek córki, inny odcisk stóp nowonarodzonego syna.

Co prawda hafty na tapicerce są wyszywane maszynowo, ale najpierw ktoś musi zaprojektować pozycję każdej z tych tysięcy dziureczek…

Tak, linia produkcyjna też tutaj jest. Jednak samochody przesuwają się bardzo powoli. Pokonanie 53 stacji zajmuje im półtora dnia w systemie dwuzmianowym.

Wielki efekt małych szczegółów
Obiekt ten nie może się więc pochwalić tak romantyczną, bogatą historią, jakiej życzyliby sobie czytelnicy „Classicauto”. Tym większe wrażenie robi więc fakt, że można go uznać za prawdziwy bastion rzemiosła w tradycyjnym wydaniu, zdawałoby się, że pielęgnowanego już tylko przez niewielkie zakłady pasjonatów. Choć po dodaniu do gamy marki SUV-a Cullinan fabryka działa na pełnych obrotach i wydaje na świat kilkanaście aut dziennie, to w jej murach nadal panuje niespodziewany spokój.

Jeden z klientów zażyczył sobie na podsufitce haft w kształcie swojego sokoła. Zaprojektowanie tego wzoru i wykonanie go na tapicerce zajęło cztery miesiące.

Na ukończenie wzoru wykorzystano kilka tysięcy nici. Niektóre z takich opcji potrafią kosztować więcej od katalogowej wartości samochodu.

Fabryka opracowała własne procesy starzenia materiałów, by sprawdzić ich odporność na upływ czasu. Pracownicy w pół roku potrafią odtworzyć 10 lat normalnej eksploatacji.

Rolls-Royce pozostaje na topie, ponieważ potrafi zainteresować tradycyjnym rzemiosłem młodszych klientów. W skali globalnej średnia wieku odbiorców marki jest szokująco niska.

Przez środek hali biegnie linia produkcyjna, po której na 53 stacjach przesuwają się niespiesznie wszystkie pozycje z gamy marki. W chwili mojej wizyty jesienią 2022 r. były to limuzyny Ghost i Phantom, SUV Cullinan oraz przedprodukcyjne egzemplarze pierwszego elektrycznego modelu Spectre. Zaczynają one życie jako dwa składniki przywiezione z Niemiec: aluminiowa rama i silnik V12 o pojemności 6 i ¾ litra. Wartość w kolejnych krokach nadają im nie maszyny, ale konkretni ludzie. Tacy jak Jane, która zajmuje się projektowaniem haftów. To czynność, do której potrzeba anielskiej cierpliwości, jako że wzór wielkości kartki A4 może wymagać miesiąca pracy projektowej. Albo Mark, który od 2003 r. wykonuje zawodowo w swoim życiu tylko jedną czynność – nanosi ręcznie linię ciągnącą się wzdłuż boku karoserii Rolls-Royce’ów. Oraz… Agnieszka, która również wykonuje zawód obecny tylko w tym miejscu. Tworzy oświetlenie kabiny – podsufitkę imitującą rozgwieżdżone niebo. Czasem podczas jazdy autem przebiegnie przez nie nawet spadająca gwiazda. Na indywidualne życzenie właściciel może zamówić sobie konstelację ze swojego miejsca zamieszkania, na przykład z dnia jego urodzin. Agnieszka wraz z koleżanką odtworzą ten układ poprzez doprowadzenie ręcznie do kabiny około 1500 precyzyjnie zlokalizowanych światłowodów. Są w tej czynności już na tyle sprawne, że wydzierganie jednego nieboskłonu zajmuje im około 9 godzin pracy.

Fabryka w Derby była pierwszym domem Rolls-Royce’a od 1908 r. Firma wybrała tę lokalizację za obietnicę niskich rachunków za prąd.

Na mnie największe wrażenie zrobił jednak miejscowy zakład stolarski. To chyba niesprawiedliwa nazwa dla miejsca, w którym powstają prawdziwe dzieła sztuki z drewna. W czasie, gdy go odwiedzałem, jedna z pracownic wykonywała prototyp deski rozdzielczej przyprószonej jesiennymi liśćmi klonu. Tak przynajmniej mi się wydawało, bo w rzeczywistości odtworzyła je z kawałków forniru. W ramach poszukiwania inspiracji chciała zobaczyć, jak wyglądałby taki efekt na żywo. Nad podobnymi zadaniami upływają osobom w tym miejscu całe dni pracy.

Deski rozdzielcze nowej generacji Phantoma powstają w szczelnej kabinie, by wyeliminować pojawienie się jakichkolwiek ciał obcych za szybką.

Drewniane forniry składowane są pakietami, ponieważ w jednym samochodzie wykorzystuje się wyłącznie elementy z jednego drzewa. W magazynie można znaleźć ich gatunki z całego świata, co gwarantuje niesamowite doznania zapachowe.

Niestety w akcji zobaczy je tylko garstka osób. Do tego grona zaliczają się głównie odbiorcy marki. Firma ma w tym interes, ponieważ zaproszeni w to miejsce klienci są pod takim wrażeniem wydarzeń, które mają tu miejsce, że przeznaczają na swoje zakupy znacznie większe pieniądze, niż planowali. O pokusy tu nietrudno. Fortunę można przeznaczyć choćby na takie elementy wyposażenia jak kosz piknikowy czy opracowany specjalnie dla klienta lakier nadwozia. Cena wspomnianych opcji potrafi przekraczać wartość katalogową całego samochodu, która jest przecież liczona w milionach złotych. Motywacje klientów do ich wyboru są bardzo różne. Pragną na przykład, by kolor tapicerki w aucie pasował do tej w ich prywatnym odrzutowcu albo… starożytnej misy, tak jak miało to miejsce w przypadku pewnego kolekcjonera mis z Japonii.
Jak widzicie, miliony można wydawać na bardzo różne sposoby. Takie zachowanie kilku tysięcy najzamożniejszych tego świata jest jednak pozytywnym zjawiskiem. Zapewniają oni bezpieczną przyszłość ręcznemu rzemiosłu, do powstania którego wymagane są ludzki talent i cierpliwość. Czyli dwie wartości, których wydawało się, że dziś już nikt nie docenia.


Czytaj więcej