Donald trump i jego limuzyna
Donald Trump zrobił limuzynę razem z Cadillakiem i była WIELKA

W ostatnich tygodniach Donald Trump dał nam się poznać jako miłośnik prawdziwej motoryzacji i wszelkich rzeczy, do których przyklejone jest jego nazwisko (kryptowaluta, wieżowiec w Nowym Jorku). Z połączenia tych dwóch elementów już w latach 80. powstał samochód, który stał się symbolem przepychu - a następnie upadku - gospodarki Ameryki w tym okresie.

Mateusz Żuchowski
@Archiwum
Zgodnie z trwającą już od dekad wśród amerykańskich prezydentów tradycją, na inaugurację swojej drugiej kadencji Donald Trump przybył stworzoną do tego celu limuzyną marki Cadillac. Związek Trumpa z tą firmą jest szczególny od bardzo dawna: na tyle, że już w latach 80. w swoim wizjonerstwie biznesmen ów postanowił stworzyć najbardziej luksusową limuzynę świata, oczywiście sygnowaną własnym nazwiskiem. Gdyby wtedy istniał Twitter, zapewne pomysłodawca napisałby bez zwłoki, że będzie ona WSPANIAŁA i WIELKA.
Determinacji jednak nie można mu było odmówić. W celu realizacji tego planu zaangażował nie tylko Cadillaka, ale i (przymierającego już wtedy ze względu na zmieniające się realia rynkowe) tradycyjnego amerykańskiego twórcę zabudów do limuzyn Dillinger-Gaines. Za bazę przyjęto jednego z najbardziej klasycznych sedanów lat 80., obleczonego w chromy, dużo prostych linii i antenę w kształcie bumerangu na klapie bagażnika, czyli model Fleetwood Brougham.
@Archiwum

Cadillac Trump Golden Series

Swój plan rynkowy Trump ogłosił w sposób, w jaki komunikował się ze światem przed wynalezieniem mediów społecznościowych. W książce "Donald Trump – sztuka robienia interesów" napisał: "Została podjęta decyzja budowy dwóch limuzyn Cadilllaka sygnowanych moim nazwiskiem. Trump Golden Series będzie najbardziej luksusową limuzyną, jaka powstała kiedykolwiek na całym świecie. Trump Executive Series będzie trochę mniej obfitą wersją tego samego samochodu."
Obietnica ta miała zostać zrealizowana przez podwykonawców, którzy nie pozostawili niczego przypadkowi. W środkową sekcję nadwozia wstawiono kilkadziesiąt centymetrów dodatkowej kabiny, którą z zewnątrz opatrzono pokaźnym arkuszem szczerego chromu. Tym samym materiałem hojnie obdarowano również przód, na którym pojawił się grill udający front Rolls-Royce’a. Tytułowym złotem wykończono tylko klamki, znaczki i elementy kabiny, choć i już przez nie Trump-limuzyna musiała zapewne pozostawać pod specjalnym nadzorem ochrony gdziekolwiek się pojawiała publicznie.
Zgodnie z założeniami przedłużonych limuzyn najlepsze zostawiono nie dla gapiów, a pasażerów tylnej kanapy. Projekt wnętrza można określić jako maszynę do przenoszenia się w miejscu i czasie, a dokładnie na Manhattan lat 80. W środku Trump-limuzyna została szczelnie wyściełana błyszczącą czarną skórą, drewnem różanym i złotem. Ależ to musiało pachnieć!
By pomóc zajętemu człowiekowi sukcesu w pracy, wyposażona została w telefon i (przydatną po skończonej kadencji w polityce) niszczarkę. Tymczasem na momenty relaksu przygotowano telewizor (jeszcze prawilny, kineskopowy) z magnetowidem oraz barek. I jeszcze jeden barek.
Jako wizjoner biznesu, Trump przewidział sprzedaż stu egzemplarzy modelu w dwóch wariantach przy bardzo ambitnej cenie ustalonej na 80 tys. dolarów. O dziwo rynek podszedł do pomysłu wykończonej złotem i napisami TRUMP limuzyny z ograniczonym entuzjazmem. Łącznie zbudowano tylko kilka sztuk. Co jakiś czas pojawiają się one na sprzedaż, co ciekawe nie tylko w USA, ale i Europie. Ostatni uzyskany wynik to 56 tys. funtów na aukcji Bonhams w Wielkiej Brytanii.
W obiektywnych kategoriach przyczyn tej porażki można szukać w trwającym wówczas kryzysie ekonomicznym w USA, przez które nawet nowe Ferrari i Rolls-Royce’y zalegały w nowojorskich salonach z dużymi przecenami. Pomysłodawca zignorował jednak ten cokolwiek jednoznaczny sygnał, podobnie jak przyziemny fakt, że głównym odbiorcą przedłużonych limuzyn już wtedy byli tak naprawdę nie biznesmeni, a dyplomaci, którzy woleli jednak mniej ostentacyjne formy transportu.
@Archiwum

Cadillac Fleetwood

Związek Trumpa z Cadillakiem przetrwał tę próbę: w kolejnych latach przyszły prezydent kupował praktycznie każdy kolejny model tej marki, niektóre nawet w kilku sztukach (szczególnie przypadł mu do gustu już od samego momentu premiery wielki SUV Escalade). W ramach wdzięczności za stałość w uczuciach amerykański producent podarował mu za to model Allante pokryty ulubionym kolorem znamienitego klienta – złotym.
@Archiwum

Cadillac Allanté



Czytaj więcej