Cobra to najbardziej znane i jedno z najwspanialszych dzieł genialnego Carolla Shelby’ego. Choć projekt okazał się spektakularną klapą finansową, auto stało się legendą. Przez wiele lat po zakończeniu produkcji przez Shelby’ego powstały dziesiątki tysięcy replik, przeróbek, rekonstrukcji. Ważące nieco ponad tonę brytyjskie autka z amerykańskimi widlastymi ósemkami nie wybaczały błędów – Cobry rozbijano, zajeżdżano. Obecnie znalezienie oryginalnego wozu, który wyszedł spod ręki genialnego konstruktora, a nie został skażony tandetnymi przeróbkami, nie jest proste. Dlatego szerokim echem odbiła się aukcja domu aukcyjnego Gooding & Company, na której wystawiono Cobrę z przebiegiem 18 tysięcy mil. Mało tego, była to jedna z około stu Cobr 427 z fabrycznym motorem 428.
SHELBY COBRA 427 – Wąż w garażu
Tom Cotter, amerykański łowca zapomnianych aut (specjalizuje się w wyszukiwaniu rzadkich wozów z przysłowiowej szopy) jest osobą trudną do zaskoczenia. Wyciągał już z abstrakcyjnych miejsc samochody, które często trudno zobaczyć na żywo. Jednak cały czas miał nadzieję na coś, co będzie największym sukcesem w jego karierze. Nie przeliczył się – pod koniec 2017 roku dowiedział się o mieszczącym się w stanie Karolina Północna domu ze sporym garażem, który miał zostać zrównany z ziemią. Właściciel musiał opróżnić wspomniany garaż i wystawić część aut na sprzedaż. Takich historii Cotter słyszał wiele, jednak gdy dowiedział się, jakie auta miały się tam znajdować, to niemal stanęło mu serce. W zapomnianym garażu, jak gdyby nigdy nic, stało sobie wstawione tam w 1991 roku pięć aut: BMW 325iX, Triumph TR6, Morgan V8 oraz – uwaga – aluminiowe Ferrari 275 GTB i zupełnie oryginalna Cobra 427! Poza BMW wszystkie miały znikomy przebieg. Dzięki doskonałym warunkom w budynku czas obszedł się z nimi wyjątkowo łaskawie. Oprócz grubej warstwy kurzu, gniazd myszy i zastałych mechanizmów auta były niemal w takim samym stanie jak 27 lat temu, gdy po raz pierwszy zamknięto je w garażu.
Dla Cottera, jak sam o sobie mówi "archeologa motoryzacji", to coś więcej niż kolejna zdobycz odfajkowana na liście. To było jedno z jego największych marzeń. Kilkanaście lat temu Tom napisał książkę, w której opisał historie z całego świata o niezwykłych autach, które odnaleziono po latach. Nie bez powodu publikacja nosi tytuł "The Cobra In The Barn" ("Cobra w Stodole"). Pierwszy z rozdziałów jest właśnie o takim samochodzie odnalezionym w szopie na Hawajach. Okazała się nim (nieco rozbita) dwudziesta druga wyprodukowana sztuka. Powtórzenie tego wyczynu było wielkim marzeniem Cottera od lat. Teraz niemal je przebił – Cobra z Północnej Karoliny nie dość, że jest w całości, to ma też znikomy przebieg. Niezwykle rzadkie Ferrari z aluminiową karoserią z tzw. "długim nosem" było wisienką na torcie.
Ale jakim cudem te auta zaległy na tyle lat w garażu? Otóż ich właściciel, miłośnik motoryzacji, używał ich tylko okazjonalnie. Jedynym wyjątkiem było BMW, którego zresztą był pierwszym właścicielem. Dbał o auta tak, że ich serwis i naprawy powierzał tylko i wyłącznie jednej osobie. Był to doskonały mechanik, a prywatnie przyjaciel właściciela. Gość ponadto ścigał się amatorsko na motocyklach. W pewnym momencie szczęście mu nie dopisało i zginął w wypadku. Właściciel miał problem – trzeba było znaleźć kogoś, kto zaopiekuje się jego kolekcją. Poszukiwania trwały, a różne życiowe meandry zmusiły go do wyjazdu do innego miasta. Auta zostały razem w garażu na kolejne lata. Teraz dom idzie do wyburzenia, a właściciel zapomnianej kolekcji został wezwany do jej usunięcia. Za pośrednictwem przyjaciela skontaktował się właśnie z Cotterem, dzięki któremu mogliśmy poznać całą historię. Część aut właściciel zostawił sobie, a dwa z nich przeznaczył na licytację: Ferrari i Cobrę.
SHELBY COBRA 427 – 427 czy 428?
Pomijając już fakt, że nasza czerwona bohaterka jest białym krukiem ze względu na przebieg i stan zachowania, jest również jedną z najrzadszych odmian Cobr. Gdy Shelby podjął współpracę z angielskim AC Cars i Fordem, do Cobry przeznaczył small blocka, najpierw o pojemności 260, a następnie 289 cali sześciennych. Najwyraźniej 275 KM i ponad 420 Nm były zbyt małymi wartościami dla Shelby’ego (w Anglii AC Ace – pierwowzór Cobry produkowano z rzędowymi szóstkami o pojemności 2,0 i 2,6 litra), więc zapakował do niewielkiego nadwozia wyczynowego big blocka typu FE o pojemności 427 cali. Auto było prawdziwym szatanem – legitymowało się mocą 425 KM w wersji drogowej i 485 w wyczynowej! Pozwalało to rozpędzić tego małego roadstera do niemal 300 km/h, a pamiętajmy, że rzecz działa się w latach 60. Mimo znaczka 427 na błotniku, opisywana Cobra ma silnik 428. Pojemniejszy o jeden cal sześcienny motor ma większy skok tłoka i mniejszą średnicę cylindra, jak również hydrauliczne popychacze zaworowe, dzięki czemu jest lepiej dostosowany do jazdy ulicznej. Według różnych źródeł Shelby zdecydował się na jego zainstalowanie właśnie z powodu lepszych manier na drodze. Inna teoria głosi, że tańszy w produkcji i utrzymaniu 428 był sposobem na zaoszczędzenie kilkuset dolarów na każdej wyposażonej weń Cobrze. Niektórzy wspominają też, że przeznaczony do sportu 427 był po prostu trudno dostępny. Prawdziwych Cobr spod reki Carolla Shelby’ego pozostało bardzo niewiele, a na aukcjach osiągają coraz bardziej zawrotne ceny. Wystawiona w Amelia Island bohaterka naszych zdjęć przekroczyła próg miliona dolarów. Jest to jeden z ciekawszych egzemplarzy tego modelu sprzedany w ostatnim latach, a na dodatek świetnie zachowany. Wszystkie ukryte numery nadwozia są zgodne, samochód nie ma żadnych przeróbek, a także posiada oryginalne, aluminiowe felgi Kelsey Hayes zwane "słoneczkami". W bagażniku odnaleziono nawet kompletny, fabryczny zestaw narzędzi, który jest niezwykłą rzadkością. Poza tym, że pokrywała ją niemal trzydziestoletnia warstwa kurzu i że stanowiła dom dla wielopokoleniowej rodziny myszy, Cobra nie ma większych uszkodzeń. Tom Cotter zadbał również o to, aby przyjemność wyczyszczenia nadwozia pozostawiono nowemu właścicielowi. Wyciągając auto, nie naruszono ani jednego pyłku kurzu na karoserii czy pajęczyn w komorze silnika. Jak zauważył sam Cotter, renowacja tego wozu byłaby barbarzyństwem. Jemu należy się porządne mycie, przegląd mechaniczny i konserwacja. Cobry w takim stanie i zachowane w stuprocentowym oryginale można policzyć na palcach jednej ręki.
Powyższa historia pokazuje, że niejedna stodoła, niejedna szopa czy garaż mogą nas jeszcze zaskoczyć. Dla Toma Cottera to ukoronowanie wielu lat poszukiwań i realizacja marzenia. Sam niechętnie przyznaje, że taki strzał pewnie się już nie powtórzy, jednak to chyba tylko przez skromność. Kolejne lata będą przynosiły następne odkrycia i znaleziska z szop. Być może kiedyś Cotter spełni swoje kolejne marzenia. Warto je mieć...
SHELBY COBRA 427 (COBRA 428) – DANE
PRODUKCJA
1965-67, zbudowano 348 egzemplarzy (mniej niż 100 egzemplarzy)
SILNIK
Ford FE 427 „Side Oiler” (Ford FE 428), 7,0 l, OHV, umieszczony wzdłużnie z przodu
Moc maks.: 425 KM przy 6000 obr/min (345 KM przy 4600 obr/min)
NAPĘD
Na koła tylne, skrzynia ręczna 4-biegowa
ZAWIESZENIE
Przednie: podwójne wahacze poprzeczne, sprężyny śrubowe, amortyzatory teleskopowe
Tylne: podwójne wahacze poprzeczne, sprężyny śrubowe, amortyzatory teleskopowe
HAMULCE
Tarczowe na obu osiach
WYMIARY I MASY
Dł./szer./wys.: 396/172/124 cm
Rozstaw osi: 228 cm
Masa własna: 1070 kg
OSIĄGI
Prędkość maksymalna:
257 km/h (ok. 250 km/h)
Pierwotna wersja tego artykułu ukazała się w "Classicauto" nr 140/2018