Wołga M24
Samochód od czarnej roboty

Jest zima 1990 roku. Wybory prezydenckie wygrał Lech Wałęsa, a inflacja przekroczyła 500%. Wschodnią granicę za kierownicą czarnej Wołgi przekracza major Pawłow, człowiek KGB od czarnej roboty. W związku ze zmianami w Polsce ma do załatwienia kilka spraw dla ZSRR.

Kamil Pawłowski

Brakuje ozdób na miarę poprzedniego modelu, ale lata 50. już minęły. Detale w M-24 wpisują się w estetykę lat 60.

Teczkę ze zdjęciami majora Pawłowa oraz kilkoma dokumentami znaleziono jakiś czas temu na śmietniku w Witebsku. Wśród papierów znajdują się zapiski funkcjonariusza z pobytu w Polsce. Jego sprawki jeszcze długo będą przedmiotem śledztwa. Ale nas interesuje jego wóz służbowy. W raportach do KGB Pawłow wiele miejsca poświęcił Wołdze M24 z 1979 roku. W końcu to było jego narzędzie pracy, a często i dom. Kanciasta Wołga weszła do produkcji w 1968 roku. Kontynuowała karierę poprzedniczki w ministerstwach, urzędach i jako wóz służbowy dyrektorów, bezpieki czy ludzi władzy. Technicznie niczym nie zaskakiwała. Wyposażono ją w zmodernizowany 2,5 litrowy silnik poprzednika. Moc 95 KM na papierze wyglądała doskonale, choć w rzeczywistości dynamika jest tylko odrobinę lepsza od Polskiego Fiata 125p. Zapewne Wołdze nie pomagała masa własna dochodząca do 1,5 tony.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Major Pawłow przed wyjazdem do Polski, na wszelki wypadek w swoim rodzinnym Omsku każe sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie w służbowej Wołdze.

Rewolucji nie będzie
Wiele osób, myśląc o zakupie Wołgi, spogląda w stronę starszego modelu M21. Nie da się ukryć, że egzemplarze z lat 50. i 60. mają w sobie więcej uroku, pięknych detali i niepowtarzalnego stylu, we wnętrzu zachwyca ażurowy prędkościomierz i stylowa deska rozdzielcza oraz kierownica. W nowszym modelu wycięto wszelkie ozdoby i elementy przyciągające uwagę. Pytając właściciela GAZ-a M24 o to, czy jego wóz posiada jakieś rewolucyjne rozwiązania lub nietypowe elementy, odpowiedź jest krótka: nie. W porównaniu do poprzednika Wołga M24 stała się nudna. Ale to nie jej wina. Wóz został zaprojektowany zgodnie z panującą wówczas światową modą. Wiele osób twierdzi, że była wzorowana na Fordzie Falconie. Być może minimalne podobieństwa istnieją, przynajmniej z wyglądu. Z pewnością radzieccy inżynierowie spoglądali na dokonania zachodnich kolegów, ale trudno w jednoznaczny sposób stwierdzić, czy Wołga M24 jest kopią jakiegoś pojazdu.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Ostatnie spojrzenie
na rodzinne osiedle. Wołga jest na tyle wygodna, że o ile jesteście głusi, nawet długie podróże nie nużą. Ogrzewanie działa sprawnie – jest nawiew z przodu, na tylną kanapę, a nawet na tylną szybę.

Trójbryłowe nadwozie było niższe od poprzednika i mimo podobnych wymiarów sprawiało wrażenie o wiele szerszego. Duży chromowany grill w sprytny sposób odnosił się do poprzednika, boczne światła obrysowe oraz małe tylne lampy podkreślały elegancję pojazdu. Generalnie do wyglądu zewnętrznego trudno się przyczepić. Wóz został przygotowany starannie i przede wszystkim proporcjonalnie, co nie zawsze udawało się radzieckim specom od designu.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Sylwetka boczna jest typowa dla wozów z końcówki lat 60. Modernistyczne nadwozie w klimacie Volvo 144 czy Opla Rekorda.

W środku jest równie powściągliwie jak na zewnątrz. Prosta deska rozdzielcza z klasyczną kierownicą z przełomu lat 60. i 70. jest nudna jak serial o Stirlitzu. Mnie i majorowi Pawłowi Wołga 24 przypomina Volvo 144, którym funkcjonariusz KGB miał okazję jeździć podczas wizyty w Korei Północnej. Szwedzkie auto ma podobne kształty oraz niemal identycznie rozrysowane wnętrze z niczym niewyróżniającą się deską rozdzielczą. Nie oznacza to, że Rosjanie wzorowali się na Volvo, które przecież weszło na rynek w podobnym okresie co Wołga. Natomiast jest to dowód na to, że nadążali za trendami.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Osłonka na sprężynce zabezpiecza zamek przed zamarznięciem.

Niestety dla dumy radzieckiego przemysłu motoryzacyjnego bezpośrednie porównanie ze szwedzką limuzyną to pasmo sromotnych porażek. O ile samym kształtem nadwozia mogą ze sobą konkurować, to detale i jakość wykonania radzieckiego pojazdu pokazują, jak daleko za Zachodem była radziecka gospodarka. Tapicerka i elementy plastikowe wyglądają, jakby pochodziły z amatorskiej produkcji garażowej. Liczniki i wskaźniki to mieszanka Zaporożca i Fiata 125p z końcówki produkcji. Wszystko jest siermiężne jak huta w Niklu. Nie zostało absolutnie nic z finezji GAZ-a M21. Jednym z nielicznych ciekawych elementów wnętrza są schowki w drzwiach w kształcie eleganckiej aktówki. Na tym kończą się pozytywy. Wszelkie przełączniki i guziki przed rozdzieleniem miejsca najprawdopodobniej załadowano do AK 47 i wystrzelono w okolice deski rozdzielczej. W związku z tym cięgno ssania znajduje się gdzieś przed pasażerem, włącznik świateł daleko na prawo, a wihajster od wycieraczek gdzieś po lewej. Wszystko umieszczone w taki sposób, by w czasie jazdy odrywać plecy od fotela.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Eleganckie lampy idealnie pasują do linii nadwozia. Radzieccy projektanci naprawdę się postarali.

Major Pawłow był świadom tej jakości, ale nie narzekał. Szukał pozytywów. W swoim raporcie komplementował przestrzeń kabiny i bagażnika. Największe wrażenie robi szerokość auta. Aby zamknąć szybę lub dotknąć klamki pasażera, należy się położyć na przednim fotelu i solidnie wyciągnąć. Oczywiście dzięki tym wymiarom w środku bardzo wygodnie podróżuje nawet pięciu dżentelmenów z bronią automatyczną. Kufer jest bardzo płytki, ale rozległy. Pawłow nie widział przeszkód, by przewozić w nim niewygodnych świadków na wycieczkę krajoznawczą po lesie.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Przed wyjazdem warto jeszcze przypomnieć sobie, dlaczego nienawidzę zgniłego Zachodu.

Limuzyna z Gorki
Z pewnością widzicie, że wóz majora KGB został nieco obniżony. Wołga stała się mniej komfortowa, ale zaczęła się nieco lepiej trzymać nawierzchni. Przydaje się to podczas pościgów. Oryginalne zawieszenie na sprężynach śrubowych z przodu i sztywnym moście z resorami z tyłu daje typową miękkość limuzyn z lat 60. Wielu ludzi doceniało komfort jazdy Wołgą. Zapewne niejeden emerytowany dyrektor do tej pory twierdzi, że najlepiej było w czasach, gdy jeździł na tylnej kanapie Wołgi. Do całości dochodzi całkiem wysoki prześwit. Nie da się ukryć, że Wołgę przystosowano do kiepskich rosyjskich dróg. Obniżona wersja GAZ-a M24 pomalowana na czarno robi duże wrażenie. Z powodzeniem samochód mógłby zagrać negatywnego bohatera w amerykańskim thrillerze. Gdyby Cronenberg kręcił film „Crash” w ZSRR, zamiast Lincolna Continental wykorzystałby właśnie obniżoną, czarną Wołgę.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Tablica wskaźników ma ładną formę, ale wykonanie i materiały wołają o pomstę do nieba.

Major Pawłow pisał, że za kierownicą Wołgi czuje się doskonale. Nic nie rozprasza jego myśli, a on może skoncentrować się na zadaniu. Zdecydowanie potwierdzam. Co ciekawe, rzadko obiektywna sprawność auta ma tak mało wspólnego z frajdą z jazdy. Wołga nie należy do aut łatwych w obsłudze. Non stop należy szukać czarnego ze względu na potężne luzy w kierownicy (podobno częsta awaria). Nie pomaga głośność w kabinie, tylko ton mniejsza niż w Zaporożcu, a z obsługi urządzeń pokładowych można za karę egzaminować niesubordynowanych funkcjonariuszy milicji. Mimo tych wad Wołga zachwyca stylem jazdy. Już po pierwszych metrach w roli kierowcy można poczuć się, jakby Wołga była naszym wozem służbowym od lat. Pozycja za kierownicą jest bardzo wygodna. Widoczność na boki znakomita. Oprócz wspomnianych losowo rozstawianych cięgieł reszta obsługi jest banalnie prosta.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Wołga nie boi się dziur i kopnego śniegu. Tylko człowiek radziecki wie, jak ogromne są możliwości radzieckiego wozu. Do tego auta wkradła się jednak zachodnia zgnilizna: ma fotele od Mercedesa.

GAZ M-24 Wołga
PRODUKCJA 1968-85
SILNIK
Czterocylindrowy, rzędowy, chłodzony cieczą, gaźnikowy
Pojemność skokowa: 2445 cc
Moc maks.: 95 KM/4500 obr/min lub 85 KM/4500 obr/min
NAPĘD
Na koła tylne, skrzynia biegów ręczna 4-biegowa
ZAWIESZENIE
Przednie: niezależne, podwójne wahacze poprzeczne, sprężyny śrubowe, amortyzatory teleskopowe, stabilizator
Tylne: oś sztywna, resory piórowe, amortyzatory
HAMULCE
Dwuobwodowe, bębnowe, ze wspomaganiem
WYMIARY I MASY
Dł./szer./wys.: 473,5/182/149 cm
Rozstaw osi: 280 cm
Masa własna: 1420 kg
OSIĄGI
Prędkość maks.: 145 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h: 22 sek.
Średnie zużycie paliwa: 10,5 l/100 km przy 80 km/h
Skrzynia biegów umiejscowiona po sportowemu na tunelu środkowym wchodzi z odpowiednim kliknięciem. Niestety synchronizacja jest typowo radziecka, dlatego przy szybszej zmianie biegów zgrzyta. Szofer musi mieć pojęcie o jeździe i sprawnie operować między gazami. Samochód jest elastyczny, można spokojnie od 40-50 km/h jechać już na czwórce. Zachwyca także zwrotność na poziomie wspomnianego już Volvo 144. Również hamulce, mimo że bębnowe, wykonują swoją pracę tak, jak powinny. Wóz staje w miejscu szybko i bezboleśnie. Po dłuższej przejażdżce Wołga daje fajne uczucie solidności. Komplementował to Pawłow w swoich raportach. Co by się nie działo, Wołga zawsze wykona zadanie i nie zrobi to na niej żadnego wrażenia. Jest jak żołnierz, który czeka na rozkaz.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Niewątpliwie najbardziej kultowy detal Wołgi M-24. Światełka na słupkach C włącza się klawiszem obok wywietrznika na desce rozdzielczej.

Warszawa czy Wołga?
Wiele osób rozważa zakup Warszawy lub Wołgi M24. Był okres, gdy były produkowane jednocześnie. Choć Warszawa jest w Polsce droższa, to oczywiście Wołga jest o wiele bardziej sprawniejsza i lepsza technicznie. O ile solidność wykonania stoi na podobnym poziomie, to inne parametry są na korzyść Wołgi. Silniki obu aut są podobne do siebie. Przynajmniej na papierze, ale w praktyce nie ma porównania. Kultura pracy radzieckiego motoru jest co najmniej 10 razy wyższa. Nie wspominając o dynamice. Wołga, mimo że nie jest demonem szybkości, rozpędza się całkiem żwawo. To nie wystarczało inżynierom z Gorki. W planach fabryki były silniki V6 oraz V8. Niestety niewiele z tego wyszło. Podobno zmontowano kilka GAZ-ów M24 z motorem ośmiocylindrowym dla bezpieki. Zbyt ciężki sprzęt spisywał się jednak na tyle słabo, że pomysł zarzucono. Mimo braku lepszego, bardziej pasującego motoru GAZ M24 stał się niemal nieśmiertelny. Po wielu modernizacjach dożył aż 2008 roku.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Klasyk! Ten silnik napędzał pół ZSRR i jest naprawdę dobrze dopracowany.

Czterocylindrowy rzędowy motor z blokiem znanym z poprzedniego modelu napędza wóz powoli, ale równomiernie. W dzisiejszych czasach ścigać się z konkurencją już nie możemy, ale gdy się bardzo postaramy, nadążymy za ruchem. Gorzej będzie na autostradzie, gdyż prędkość maksymalna to zaledwie 145 km/h. Egzemplarz majora Pawłowa posiadał straszne luzy w układzie kierowniczym, jazda z prędkością powyżej 100 km/h była walką o przetrwanie.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

GAZ M-24 idealnie wpisuje się w swojski krajobraz.

Klimat Wołgi
Najważniejszą cechą GAZ-a M24 jest jego klimat. Wsiadając do niego, od razu chcemy przeklinać po rosyjsku, postrzelać sobie z AK 47, a po przejażdżce napić się wódki. Człowiek zmienia się nie do poznania. Staje się twardzielem z rosyjskiej mafii. Natychmiast chce skoczyć po jakiś haracz. Przypominają się rosyjskie słowa, zwłaszcza te szpetne, a bukwy nagle mają kształty liter. Nieco inaczej było w czasach majora Pawłowa, kiedy to Wołga miała jeszcze status luksusowej limuzyny przeznaczonej dla najważniejszych osób w państwie. Moja prababcia odróżniała tylko dwa samochody: taksówkę i Wołgę (gdzie taksówką były wszystkie samochody inne od Wołgi). W latach 60. powstała legenda o czarnej Wołdze porywającej dzieci. Z ofiar spuszczano krew i sprzedawano Niemcom chorym na białaczkę. Ciekawe, dlaczego jeszcze nie powstał na podstawie tej legendy polski horror. Historia z czarną Wołgą pokazuje, że radziecka limuzyna nie była zwykłą ministerialną gablotą. Kojarzyła się z okrucieństwem, władzą i złymi ludźmi. Zresztą stary model miał w sobie coś z wampira, coś niepokojącego i strasznego. Nowsza wersja nieco złagodniała. Trudniej byłoby z niej zrobić bohatera horroru. Niemniej klimat radzieckiej limuzyny do zadań specjalnych pozostał. Niestety w dzisiejszych czasach wiele osób w ogóle już nie kojarzy Wołgi. Ludzie patrzą w jej stronę, ale bardziej z zaciekawieniem, takim jak w przypadku innych pojazdów zabytkowych. Gdy nadarzy się okazja, pytają, co to za marka. Nawet pokolenie ode mnie starsze, świetnie pamiętające PRL, ma problemy z odszyfrowaniem nazwy pojazdu. Tylko część Ukraińców pracujących w Polsce zdaje się kojarzyć wóz z dzieciństwa i uśmiechać na jego widok.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Obniżona Wołga pozbawiona kołpaków, mogłaby być radziecką „Christine”.

Urok ZSRR
Major Pawłow pisał, że Wołga znakomicie sprawdza się w czasie działań operacyjnych. Nie zwraca na siebie uwagi, jest wygodna i mimo siermiężnej ergonomii przyjemna w prowadzeniu. Trudno się z tym nie zgodzić. Z perspektywy czasu przegrała walkę o miłość kolekcjonerów ze starszym modelem. Podobnie zresztą było w przypadku Tatry 613 i 603 oraz Wartburgów 311/312 i 353. Mimo to warto Wołgą M24 się zainteresować. Ceny są cały czas na niskim poziomie, a wóz emanuje bezbłędnym radzieckim klimatem. I to w pozytywnym znaczeniu. Przy tym pojazd nie jest kłopotliwy w obsłudze jak np. wiecznie psujący się Moskwicz. No i przede wszystkim to jeden z najszybszych wozów byłego bloku wschodniego, który może dać naprawdę sporo frajdy z jazdy. Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam już szukać swojej Wołgi.
RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Schowek-aktówka w drzwiach to jeden z nielicznych ciekawych akcentów we wnętrzu.

RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Swoją solidność udowodniła na krajowym rynku. Wołgi nadal jeżdżą po Rosji i nic ich nie wykończy.

RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Nieczęsto umieszczano jakiekolwiek instrukcje dla użytkownika. Tylko ułatwiają zadanie wrogom.

RAFAŁ ANDRZEJEWSKI


Czytaj więcej