Na ostatniej prostej przed nowym tysiącleciem BMW z Mercedesem prowadziło wyścig zbrojeń. Ścigano się na liczbę cylindrów i wyposażenie. BMW przekombinowało i przygotowało silnik V16, a Mercedes również przegiął – wybranie wszystkich dodatków w W140 powodowało, że wóz przekraczał DMC 3,5t. Audi chciało dołączyć do klubu superlimuzyn. Czy jednak w sytuacji, kiedy wydawało się, że wszystko zostało już wymyślone i przedstawione, mogło czymś jeszcze zaskoczyć?
AUDI V8L – Przewaga dzięki technice
Poproście o wymienienie marek premium losowo wybranych Niemców. Tylko takich prawdziwych blondynów z niebieskimi oczami, najlepiej urodzonych tak dawno, że najstarsi górale nie pamiętają. Stawiam dolary przeciw orzechom, że każdy z nich wspomni o Mercedesie i BMW, po czym uzna ten zbiór za zamknięty. Nasza słowiańska dusza będzie się buntować – a co z Audi?! Jednak Niemiec tylko uśmiechnąłby się pod wąsem, mówiąc: "To tylko lepszy Volkswagen". Marka spod znaku czterech pierścieni to przykład, jak można być na szczycie, aby potem spaść w przepaść, by następnie długą i mozolną pracą odbudować pozycję, którą miało się przed laty. Audi, dawna część Auto Union, po wojnie praktycznie zniknęło z rynku. W powojennych latach, przerzucane niczym zgniłe jajo, zmieniało właściciela, aby w końcu stać się częścią Volkswagena. Tutaj pewnie też nie zagrzałoby długo miejsca, gdyby nie Ferdynand Piëch. Pod jego rządami pojawiło się Quattro i stało się marką samą w sobie, a kolejne generacje modelu 100 stawały się coraz bliższe ideału. Aby zaspokoić potrzeby najzamożniejszych klientów, w ofercie pojawił się luksusowy model 200, który był w istocie doposażoną "setką". Wszystko szło w dobrym kierunku, jednak Piëch chciał czegoś więcej. Perłą w koronie, potwierdzeniem najwyższych motoryzacyjnych szlifów jest od zawsze luksusowa limuzyna. Ale nie byle sedan, tylko wóz mogący nawiązać równorzędną walkę z übersamochodami – Mercedesem klasy S i BMW serii 7. Audi 100/200 były naprawdę świetnymi wozami, pod maskami miały genialne pięciocylindrowe silniki, w opcji także turbodoładowane. Jednak to było zbyt mało, aby choćby zapukać do klubu MB i BMW. Bez dużego silnika nie było mowy o nawiązaniu równorzędnej walki. Trzeba było powrócić do korzeni i przypomnieć sobie potężne przedwojenne Audi i Horchy z widlastymi ósemkami pod długą maską. Piëch chciał, by Audi odzyskało ten dawny status. Ba! Marzył, że to wozy z Inglostadt zaczną wyznaczać standardy motoryzacyjnego świata.
AUDI V8L – 2xR4=V8
Audi brakowało silnika o odpowiedniej liczbie cylindrów. Prosta matematyka wskazywała, że 8=2x4. Dlatego podjęto decyzję o połączeniu dwóch czterocylindrowych silników z Golfa GTI 16v. W ten plebejski sposób powstał pierwszy powojenny silnik V8 Audi, który zaskakuje nawet dzisiaj. Wszystko w nim robi wrażenie i jest ogromne: moc, moment obrotowy, trwałość oraz spalanie. Jednostkę schowano w nadwoziu będącym czymś pomiędzy Audi 100 a Audi 200, co okazało się największym błędem tego projektu. Aby to zrozumieć, spójrzcie na projekty mistrza Bruno Sacco. Stworzył spójną wizualnie gamę modelową, w niej zaś każdy z wozów był jednoznacznie kojarzony jako Mercedes. Przy czym od razu było widać, który z nich należy do jakiego segmentu. W Audi większość klientów miała problemy z odróżnieniem Audi 100/200 od topowego V8, choć ten ostatni różnił się większością elementów nadwozia od tańszych modeli.
Zachowawcze, wręcz nudne nadwozie kryło technikę, której pozazdrościć mogli Mercedes i BMW. Wykonany z lekkich stopów silnik miał wielozaworowe głowice. Nie przewidziano innej jednostki napędowej. Wszystkie auta miały stały napęd na obie osie, którego nikt w tej klasie do tej pory nie oferował. Automatyczna skrzynia z elektronicznym sterownikiem dawała możliwość wyboru trybu jazdy. Manualna miała sześć przełożeń. Standardowe wzmocnienia boczne w połączeniu z systemem procon-ten (system metalowych linek, które w razie wypadku cofały kierownicę i kasowały luz pasów bezpieczeństwa) gwarantowały bezpieczeństwo na najwyższym poziomie. Warto wspomnieć, że zanim powstało Audi V8 i V8L, na scenę wszedł Treser, tuner Audi. I wszedł cały na biało, oferując przedłużoną wersję Audi 100/200, którą sprzedawał pod nazwą Treser Largo. Ten samochód był kwintesencją lat 80. Wydłużone nadwozie obwieszono spojlerami i wydłużonymi zderzakami. Tego się nie da odzobaczyć. Szukacie zdjęć na własną odpowiedzialność. Oficjalna długa wersja V8 powstawała w zakładach Steyra. Do jej budowy użyto m.in. dachu z 100 Avant, który i tak okazał się zbyt krótki i musiał być przedłużony. Dodatkowe 30 cm długości przekładało się na zwiększenie masy o (zaledwie!) 60 kilogramów i średnicę zawracania większą o 1,5 metra. Powiększone nadwozie zachowywało się niczym pudło rezonansowe, potęgując wszelkie odgłosy dochodzące z zawieszenia i drogi. Aby temu zaradzić, Bose stworzyło system redukcji szumów. Tak – zrobili to jako pierwsi w motoryzacyjnym świecie.
AUDI V8L – Coupé de ville
Młodsi mogą nie pamiętać, ale Janek Kulczyk to był gość. Zmotoryzował polską policję, kończąc epokę, której symbolem był porucznik Borewicz, walczący o lepsze jutro w świecie wyrobów samochodopodobnych. Dywizjony polskiej Policji zostały uzbrojone w niemieckie Volkswageny, co zapewniło Kulczykowi dozgonną wdzięczność wolfsburskiej centrali i mianowanie go na volkswagenowego króla we właśnie odrodzonej III RP. Symbolem władzy w postkomunistycznych krajach był samochód. A najlepszym, co było dostępne w portfolio niemieckiego producenta z początkiem lat 90., było V8L. Jan zamówił więc przedłużone Audi, dokładnie to, które widać na zdjęciach. Auto było unikatowe pod wieloma względami. Po pierwsze to V8L, najlepsze i najdroższe, co VAG miał w swojej ofercie w tamtych latach. Powstało zaledwie 271 sztuk, z czego 101 było wyposażone w mniejszy, 3,6-litrowy silnik, po czym zaczęto stosować powiększoną i wzmocnioną jednostkę 4.2 – taki silnik ma egzemplarz ze zdjęcia. Kilka sztuk V8L na wyraźne życzenie klienta wyposażono w manualną skrzynię biegów. Niesamowite połączenie stałego napędu na obie osie, bardzo mocnego silnika i ręcznej 6-biegowej przekładni pozwalało szoferowi poczuć się jak kierowca DTM-owego Audi V8. Wyścigowa wersja zdobywała mistrzostwo dwa razy pod rząd, za to cywilny wóz na zwykłych drogach był wygranym w każdym momencie. Szybki rzut oka na szoferkę wskazuje, że decyzja Kulczyka o wyborze manualnej skrzyni nie była jednak podyktowana troską o kierowcę, lecz chęcią nawiązania do najlepszych przedwojennych tradycji nadwozi typu coupé de ville. Tam kierowca siedział poza kabiną, pozbawiony był nawet dachu. W Kulczykowym V8L dach pozostał, jednak pierwszy rząd nie został wyposażony w żadne możliwe dodatki. Nie znajdziemy tutaj ani poduszek powietrznych, ani elektrycznej regulacji foteli. Ba, nie ma nawet podłokietnika! To przestrzeń dla pracowników. Tutaj obok kierowcy siedział ochroniarz, może nawet z długą bronią. Na tym tle drugi rząd jawi się jako klasa business. Dwa elektrycznie regulowane fotele, podnóżki, przestrzeń pozwalająca rozprostować nogi – od razu wiadomo, że ten wóz miał służyć do wożenia, nie do prowadzenia.
AUDI V8L – Jak po sznurku
Audi V8L w prowadzeniu sprawia wrażenie, jakby było o segment wyżej niż krótka wersja. Piëch chciał, aby przedłużona wersja stanowiła klasę samą w sobie. Ultranowoczesna technika gwarantuje niespotykany komfort i zachowanie na trasie, nawet jak na dzisiejsze standardy. Audi oferowało wspomaganie kierownicy zależne od prędkości (z dzisiejszego punktu widzenia nieco rozlazłe). Za to zawieszeniu bliżej do sportowych aut z epoki niż do miękkich limuzyn. Automatyczna skrzynia świetnie pasuje do limuzyny – jest nieco leniwa i ospała, jednak przy mocy silnika może sobie na to pozwolić. Płynność zmiany biegów świetnie współgra z charakterem auta. Za to przekładnia manualna przeistacza auto w niezłego hultaja. W cyklu DTM Audi rozgromiło takie auta jak Mercedes 190 2.3 oraz 2.5-16, BMW M3 czy Opel Omega 3000. Pośród tych wozów wielka limuzyna wyglądała dosłownie jak słoń w składzie porcelany. Przejedźcie się V8 dzisiaj. Ale nie na prostej, tylko w szybkim łuku, najlepiej takim, który się zacieśnia. Ogromna, ponad 5-metrowa limuzyna zachwyca swoim spokojem, praktycznie nie da się jej wyprowadzić z równowagi. A wszystko to odbywa się w ciszy.
Wnętrze jest bardzo proste, nie ma w nim żadnych zdobień, błyskotek. To przestrzeń zupełnie jak w najnowocześniejszych biurowcach, z dużą powierzchnią przeszkloną i wygodnym skórzanym fotelem. Świetny system Bose cicho sączy muzykę z taśmy, a w tle grzmi osiem cylindrów. Przy czym grzmi tak jak danie od Modesta Amaro. Przypomina przyprawę, która jest wyczuwalna, ale tylko w takim stopniu, aby zwieńczyć smak. Nie dominuje i nie przytłacza. A jednak jej brak spowodowałby, że całość nie miałaby sensu. Przepyszne, prawda?
Okazało się jednak, że sama technologia to było zbyt mało. Klienci wydający kasę na auto premium chcieli, aby odróżniało się ono od tańszych modeli. Chcieli, aby ich sąsiedzi wiedzieli, że ich stać. Audi wszystkie swoje zalety skrywało pod karoserią aż nazbyt podobną do tańszych braci 100/200. W konsekwencji mało kto decydował się na zakup Audi V8, a praktycznie nikt nie wybrał V8L. Tym modelem Audi włożyło nogę w drzwi do świata topowych limuzyn. Pomimo oczywistych zalet i przewag nie nawiązało jednak równorzędnej walki z BMW E32 czy Mercedesem W140. Było bardzo udaną wprawką i preludium dla rewolucyjnego Audi A8 D2, a dzisiaj jest jednym z bardziej niedocenianych klasyków.
Pierwotna wersja tego artykułu ukazała się w "Classicauto" nr 162/2020