Syrena
ŚWIĘTY GRAAL
Klasyczna motoryzacja to nie tylko wypolerowane Porsche i Mercedesy. Klasyczna motoryzacja to nie tylko transakcje zakupu i sprzedaży, ani późniejsze kopanie w oponkę na zlocie. Klasyczna motoryzacja to przede wszystkim historia, a nade wszystko pasja.

Michał Reicher
Czy jako dzieci marzyliście o znalezieniu skarbu? A czy kiedy Wam się nie udało, porzuciliście te marzenia w dorosłym życiu, czy nadal były one aktualne? Jeżeli zwątpiliście i szukacie inspiracji, oto ona - opowieść o dwóch takich, co znaleźli Syrenę i dziesięciu wspaniałych, którzy im pomogli ją odkopać.

Michał Reicher
Tytułem wstępu, kto jest kim, kto komu i w jakich okolicznościach. Janek Kasprzycki prowadzi, cytując pełną nazwę, Muzeum Motoryzacji i Techniki kolekcji Jana Kasprzyckiego “Motoretro” w Komorowie, a Radek Brzozowski zawiaduje Muzeum Techniki im. Władysława Drybsa w Zalesiu Górnym. Obaj Panowie znają i przyjaźnią się od lat, dlatego początkiem historii jest to, że jeden usłyszał coś od kogoś, przekazał drugiemu, a drugi zmobilizował zaufanych ludzi.

Michał Reicher
Co się wydarzylo? Daleko od głównej szosy, było sobie gospodarstwo nad Pilicą, gdzie stał sobie niezamieszkany murowany dom i drewniana stodoła. Pewnego dnia stodoła niestety ustąpiła pod naporem ekstremalnych warunków atmosferycznych, odsłaniając szerszej publice swoją zawartość. Z tą “szerszą” może się nie rozpędzajmy, niemniej jeżeli ktoś spojrzał, to zobaczył - biedną, wystającą spod połamanych desek Syrenę. Wstępne poszlaki wskazywały, że kryjąca się w zgliszczach Syrena to wczesny model, a nie dość powszechna “stopiątka”. Być może nawet “setka”, czyli pierwsza generacja Syreny produkowana od 1957 do 1960 roku, ale takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, stawialiśmy więc bardziej na w najlepszym wypadku “stodwójkę”. Tak czy inaczej, trudno było to ustalić na odległość, więc pozostało uzbroić się w sekatory, siekiery, piły łańcuchowe, grube rękawice i po prostu dokopać się do pogorzeliska.

Michał Reicher
Pracy czekało mnóstwo, ponieważ posesja od wielu lat nie była zamieszkana i wyrosła tutaj bardzo bujna roślinność. Krzak po krzaku, drzewko po drzewku, cel był coraz bliżej. Później, kiedy zaczęliśmy odrzucać elementy stodoły i powoli odsłaniać spoczywającą tam Syrenę, wszystko potoczyło się lawinowo: tu pierwszy detal, tu drugi, a tam trzeci, tak że wszystko skrawek po skrawku na końcu złożyło się w szokującą całość - to była pierwsza generacja Syreny, chociaż faktycznie mocno “skundlona” elementami z późniejszych modeli.
Żeby poczuć narastające napięcie podczas odrzucania kolejnych części zawalonej stodoły i odkrywania kolejnych pasujących do siebie elementów układanki, trzeba było być na miejscu i w tym uczestniczyć.
Żeby poczuć narastające napięcie podczas odrzucania kolejnych części zawalonej stodoły i odkrywania kolejnych pasujących do siebie elementów układanki, trzeba było być na miejscu i w tym uczestniczyć.

Michał Reicher
Drzwi zakrywające progi, długa klapa bagażnika, pojedyncza wycieraczka przedniej szyby - to najwazniejsze cechy pierwszej generacji Syreny i wszystko się zgadzało. Brakowało oryginalnej osłony chłodnicy, ale i ona w pewnym momencie ukazała się naszym oczom - leżała odłogiem pod autem.
Po zweryfikowaniu tabliczki znamionowej wyszło na to, że Syrena pochodzi z wczesnej partii wyprodukowanej jeszcze w 1957, niemniej nie jest to fakt do jednoznacznego ustalenia. Nie będziemy się tutaj wszakże nad tym rozwodzić - sam fakt, iż jest to pierwszy model i wczesny egzemplarz Syreny, jest sam w sobie wart odnotowania dla potomności. Oryginalna, pierwsza Syrena nie nosiła jeszcze numerka, a była po prostu Syreną. Numer 100 przylgnął do niej dopiero po wprowadzeniu następcy oznaczonego liczbą 101, aczkolwiek “setka” nigdy nie była oficjalną nazwą pierwszej generacji Syreny.
Po zweryfikowaniu tabliczki znamionowej wyszło na to, że Syrena pochodzi z wczesnej partii wyprodukowanej jeszcze w 1957, niemniej nie jest to fakt do jednoznacznego ustalenia. Nie będziemy się tutaj wszakże nad tym rozwodzić - sam fakt, iż jest to pierwszy model i wczesny egzemplarz Syreny, jest sam w sobie wart odnotowania dla potomności. Oryginalna, pierwsza Syrena nie nosiła jeszcze numerka, a była po prostu Syreną. Numer 100 przylgnął do niej dopiero po wprowadzeniu następcy oznaczonego liczbą 101, aczkolwiek “setka” nigdy nie była oficjalną nazwą pierwszej generacji Syreny.

Michał Reicher
Przeszłość egzemplarza nie jest znana, ponieważ spadkobierca nie był w stanie opowiedzieć zbyt wiele o jego historii. Większość fabuły udało się ustalić wyłącznie poszlakowo. Punkt wyjścia jest bardzo trywialny - Syreną ktoś jeździł i w pewnym momencie przestał jeździć. Bardzo prawdopodobne jest zaś to, że Syrena stała schowana od co najmniej 40 lat, ponieważ miała na sobie resztki dwuliterowych tablic rejestracyjnych według wzoru z 1956 roku. Tablice te zostały ostatecznie wycofane z obiegu w 1983 roku, zatem pojazd musiał zostać odstawiony najpóźniej w tym roku.

Michał Reicher
Egzemplarz nosi na sobie ślady “unowocześniania” na wzór późniejszych modeli, nosząc wiele detali z późniejszego modelu 101, włącznie z numerycznym emblematem na tylnej klapie. Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz, Urząd Skarbowy oszukasz, ale znawców motoryzacji nie oszukasz - wczesniej wymienione cechy szczególne i tabliczka w komorze silnika zdradzają, że to wczesna sztuka.
Właściciel prawdopodobnie planował dalszą ewolucję, ponieważ w trakcie wykopalisk odnalazły się niewykorzystane elementy galanterii z Syreny 102, ale na tym proces modernizacji się zakończył. Fakt ten może dawać do myślenia, że pojazd wycofano z ruchu jeszcze wcześniej, ponieważ model 102 produkowano na początku lat 60. Z drugiej strony, niektóre detale, jak np. duże przednie kierunkowskazy, mogą sugerować późniejsze modyfikacje i dłuższą eksploatację.
Właściciel prawdopodobnie planował dalszą ewolucję, ponieważ w trakcie wykopalisk odnalazły się niewykorzystane elementy galanterii z Syreny 102, ale na tym proces modernizacji się zakończył. Fakt ten może dawać do myślenia, że pojazd wycofano z ruchu jeszcze wcześniej, ponieważ model 102 produkowano na początku lat 60. Z drugiej strony, niektóre detale, jak np. duże przednie kierunkowskazy, mogą sugerować późniejsze modyfikacje i dłuższą eksploatację.

Michał Reicher
Na długi postój wskazuje również stan zachowania. Z dobrych informacji, Syrena okazała się zaskakująco kompletna. Niektóre części leżały luzem i odnajdywały się wraz z postępami odkopywania, ale na końcu wszystko dało się złożyć do kupy. Ze złych informacji, trzymało się to siłą socjalizmu, ponieważ ząb czasu okazał się bezlitosny i w postaci rdzy znacząco naruszył ciągłość karoserii. Gdyby nie rama podwozia, wszystko zapadłoby się do środka i nakryło drzwiami. Spadające elementy zabudowy dodatkowo poważnie naruszyły tylną część konstrukcji pojazdu, albowiem doszło do przełamania na wysokości słupka C, w wyniku czego kształt straciła rama tylnej szyby.

Michał Reicher
Na końcu, nie sam automobil jest w tej opowieści najistotniejszy, chociaż nie można podważyć, że nawet w takiej kondycji jest niezwykle cennym znaleziskiem. Najważniejsza i najpiękniejsza jest pasja, która sprowadziła wszystkich ludzi w to miejsce i następnie motywowała do pracy. Członkowie ekipy zjechali się z całej Polski, niejednokrotnie przebywając kilkaset kilometrów tylko po to, aby razem z takimi samymi wariatami robić coś niezwykłego. Jeden z chłopaków przyjechał… prosto z pogrzebu, oczywiście w garniturze. Są na świecie sprawy ważne i te ważniejsze. Nikogo nie trzeba było szantażować ani do niczego namawiać.

Michał Reicher
Każdy porzucił swoje codzienne obowiązki, aby zupełnie pro bono uczestniczyć w akcji dla samej satysfakcji. Piszący te słowa tego dnia również zrezygnował z pracy na etacie (szefie, jeżeli czytasz te słowa, to było silniejsze ode mnie i nic nie dało się zrobić), aby pomagać na polu walki i dokumentować wszystko na kliszy. Czułem, że uczestniczę w czymś naprawdę wielkim i chociaż byłem na miejscu głównie jako przedstawiciel mediów, emocjonowałem się wszystkim równo ze pozostałymi.

Co jest jeszcze niezwykłego w tej opowieści? To, że wydarzyła się ona jesienią 2024 roku, a nie w latach 90. Tak, w tym morzu nadal pływają grube ryby i dają się złapać na wędkę. Wciąż można dokonać takiego odkrycia, chociaż wydawałoby się, że wszystkie garaże, stodoły i piwnice zostały już przeczesane co do najmniejszej pajęczyny. Tutaj, poza niekwestionowaną gwiazdą, czyli Syreną, beztrosko stał sobie rownież Żuk, a w murowanej przybudówce stary ciągnik Zetor i Dzik przerobiony na mały czterokołowy traktorek. Luzem leżalo ponadto mnóstwo części, które dzisiaj przedstawiają sobą dużą wartość i zdecydowanie nie są dostępne od tak sobie.

Michał Reicher
Janek i Radek znaleźli wspomniany na początku skarb. Każdy ma jego inną definicję, ale wspólnym mianownikiem jest poczucie, że przeżyło się przygodę życia. A obaj nie są przypadkowymi i anonimowymi postaciami, co tym bardziej uwypukla rangę wydarzenia. Na marginesie, pomimo braku stałej wystawy eksponatów, właśnie m.in. dzięki takim ludziom wiele unikatowych pojazdów zostało uratowanych, odbudowanych i zachowanych, i to nie w postaci zimnego eksponatu, a w pełni jeżdżącej maszyny. Niestety, realia są takie, jakie są, dlatego funkcjonowanie jako muzeum jest jedyną możliwością, aby móc taką działalność prowadzić i nie pójść z przysłowiowymi torbami. Warto o tym pamiętać, wysnuwając zarzuty o “patomuzeach”, co niestety często słychać w środowisku, a niejednokrotnie bardzo niesprawiedliwie. Uratowanie przedstawionej Syreny to kolejny ważny rozdział.

Michał Reicher
Czy w obliczu tego wszystkiego, czy ten egzemplarz Syreny wyjedzie jeszcze kiedyś na drogę? Być może, ale raczej nieprędko. Czy doprowadzenie jej do porządnego stanu będzie wymagało wielkiego wysiłku? Z pewnością. Tak czy inaczej, czego by o Syrenie nie mówić, była jednak pierwszym i jedynym całkowicie skonstruowanym w Polsce - użyję jednak tego słowa - samochodem osobowym. Rodziła się w męczarniach, urodziła się upośledzona, dorastała jako opóźniona w rozwoju i na końcu odeszła jako karzeł. Ale była jednak nasza, polska. O taką historię również należy dbać.
Samo zaś wydarzenie, od początku do końca, dokładnie oddało to, czym tak naprawdę powinna być pasja i w jaki sposób powinna być wyrażana. Nie cyferkami na koncie i błyskiem wypolerowanego lakieru, a przede wszystkim emocjami.