Czy można je porównać w jakikolwiek sensowny sposób? Oprócz jakże ważnej dla warstwy emocjonalnej barwy karoserii mają one kilka punktów wspólnych. Oba są autami kolekcjonerskimi, przeznaczonymi dla świadomego, wykształconego użytkownika. W obu autach silnik znajduje się za tylną osią. W podobny sposób mieszczą w środku 4 osoby (z lekkim wskazaniem na Porsche z racji obszernej przedniej części kokpitu) i zabierają do bagażnika podobną ilość bagażu. Model Turbo S ma tylko jeden rodzaj napędu: na cztery koła. Mechanizmy związane z przednią osią radykalnie zmniejszają bagażnik w porównaniu z wersjami z napędem na dwa koła. W starych Porsche byłyby tu drążki skrętne lub duży zbiornik paliwa. W Maluchu miejsce, w którym powinien być większy bagażnik, zostało zmarnowane na biegnący pod spodem cholerny resor piórowy, robiący także za dolne wahacze. Wprawdzie dzięki temu uproszczeniu Fiat lub FSM oszczędzili na każdym Maluchu z 1000 lirów (względnie 500 zł), ale użytkownik otrzymał wyjątkowo siermiężnie działające zawieszenie. Nie stanowi ono problemu, gdy chcemy Malucha przystosować do szybszej jazdy i resor utwardzimy oraz obniżymy. Gdy ma być naprawdę twardo, jego wady stają się zaletami.
Porsche 911 Turbo S (model 2016 o kodzie fabrycznym 991.2) przy pojemności silnika 3,8 litra rozwija 580 KM i przyspiesza od 0 do 100 km/h w niewiarygodne 2,9 sekundy. Silnik współpracuje tylko ze skrzynią dwusprzęgłową typu PDK. Nie ma w ofercie "manuala" i jak rzadko, można powiedzieć, że to dobrze. Czas zmiany biegu liczony jest w jednostkach, które rozumieją tylko naukowcy od zderzaczy hadronów, krótko mówiąc – skrzynia PDK robi to błyskawicznie. Auto jest tak potwornie szybkie, że ręczna zmiana biegów tylko by je spowalniała, ręczna zmiana przełożeń byłaby wręcz idiotyczna.
Maluch zachowując ascetyczny, klasyczny styl łącznie z felgami typu "cytrynki", jest kompleksowo zmodyfikowany do szybszej jazdy. Silnik rozwija około 30 KM przy około 5000 obr/min, zawieszenie jest obniżone i utwardzone, opony minimalnie szersze od seryjnych. Kierowcy pomaga sportowa kierownica i świetnie trzymający fotel kubełkowy. Dodajmy do tego niewielki obrotomierz z epoki i mamy wszystko, czego potrzeba do wariackiej jazdy po mieście. Jeśli chodzi o ten minimalizm, Maluch przypomina dawne wersje sportowe Porsche 356 czy wczesnych 911. Oczywiście nic nie zastąpi gangu silnika 356 i niezrównanego dźwięku 911 chłodzonego powietrzem, ale po lekkim uruchomieniu wyobraźni podrasowany Maluch zaczyna brzmieć trochę jak Porsche. W istocie, dla wielu młodych ścigantów jeszcze z 15-20 lat temu był właśnie tym. Żenująca seryjna moc silnika wręcz wymuszała jego rasowanie, a gdy żadne regulaminy nie ograniczały fantazji, rajdowcy chętnie wymieniali maluchowskie 2 cylindry na silnik od Tico/Matiza lub jednostkę 1,1 litra od Cinquecento. Gdy Maluch stawał się szybszy, to robił dwie rzeczy. Po pierwsze psuł się jak diabli. Po drugie uczył pokory. Sposobem prowadzenia mógł i może przypominać nieco Porsche, będąc pod pewnymi względami lepszy od wczesnych modeli – nie reaguje bowiem tak gwałtownie na ujęcie gazu w zakręcie.
W czasach gdy sporo klientów kupowało Porsche, żeby się pościgać, utarło się, że ten, kto dogadał się z nim i je opanował, jest bardzo dobrym kierowcą. W Polsce nie byliśmy miłośnikami klasyków z nutką patriotyzmu. Maluchami jeździliśmy przede wszystkim dlatego, że nie było nic innego. Dzięki temu całe rzesze młodzieży nauczyły się jeździć sportowo. Spadł też poziom chuligaństwa, bo gdy trzeba było po raz kolejny wyrzucić z auta skrzynię biegów, podokręcać półosie lub dobrać się do linki rozrusznika, to czasu na odbijanie szajby zostawało niewiele. A kumple zamiast gdzieś się włóczyć, pomagali, tzn. w spokoju pili piwo, przyglądając się, jak kolega pracuje. Dzisiaj Maluch, zwłaszcza świetnie dopracowany jak ten, nie ma już image’u podwórkowego ściganta, patrzymy na niego zupełnie inaczej.
W poprzednim numerze mogliście przeczytać wywiad z Walterem Röhrlem, który powiedział wiele rzeczy mogących uchodzić za kontrowersyjne. W sposób doskonały ujął całe piękno i sens jeżdżenia klasykami, które ze swej natury są mniej doskonałe, wolniejsze i gorsze od nowych aut. Mistrz wie, co mówi, gdyż jest kierowcą testowym Porsche. Zapewne 95 nabywców nowych 911 nie zbliży się nigdy nawet do połowy możliwości tego auta, zaś Röhrl doskonale wie, co się dzieje na ich granicy. O klasykach Mistrz powiedział, że w nowym Porsche granice możliwości znajdują się przy tak absurdalnych szybkościach, że aby je poznać, zostaje nam tylko tor wyścigowy. W klasyku zespolenie z autem i niepowtarzalne uczucie towarzyszące docieraniu do tych granic, ma miejsce przy o wiele mniejszych szybkościach. Słowem, kompetentny kierowca może mieć ogromny poziom przyjemności przy niewielkiej mocy. I to jest parametr, który w obu autach jest porównywalny. Maluchem nadążamy za resztą ruchu albo wściekle wszystkich wyprzedzamy. Jego sześćset centymetrów sześciennych ryczy pełnymi obrotami, odczuwamy pełne zespolenie z tą malutką maszyną. Natomiast Porsche swoją dynamiką stawia wszystkie wyobrażenia na temat pojęcia „szybki samochód” do góry nogami. Brzmi pięknie, ale bez porównania ciszej niż Maluch. Ani na chwilę nie przestaje przy tym rozpieszczać wygodą. Odwagi wymaga spróbowanie, ile potrafi, przy czym zazwyczaj okazuje się, że potrafi o wiele więcej niż jego kierowca. Smutny wniosek? Jeśli tak, to opanowawszy do perfekcji Malucha, teraz trzeba zdobywać wyższy poziom i uczyć się poskramiać Porsche.
Maluch po wszelkich remontach, rasowaniu, zapakowaniu do niego części najwyższej jakości będzie kosztował mniej więcej tyle co dwie 20-calowe felgi do Porsche 911 Turbo S. Pod jednym względem za ułamek ceny Porsche daje o wiele więcej. Mianowicie nieustające przejawy sympatii i aprobaty innych kierowców i przechodniów. Wprawdzie podróżując rozkosznie niebieskim Porsche 911, można mieć wszystko i wszystkich w przysłowiowej "pompie", ale z drugiej strony kto nie lubi, gdy dziewczyny na przejściu dla pieszych strzelają do niego uśmiechami? Jeśli ma to dla Was znaczenie – wybierzcie Malucha. Jeśli nie, wybierzcie... oba. Słowo daję, z obu aut po odpowiednio „epickiej” jeździe będziecie wysiadać z drżącymi kończynami i głupkowatą miną. Pamiętajcie tylko, aby przestrzegać przepisów ruchu drogowego, przepuszczać pieszych i jeździć kulturalnie.