Dworzec Centralny
Historie
Dworzec Centralny kończy 50 lat!

Przenieśmy się w czasie i poczujmy, jakie wrażenie zrobił dworzec na ówczesnych mieszkańcach Warszawy.

Michał Reicher
trybuna
MISTER WARSZAWY
Nie ma na świecie lepszego systemu gospodarczego, niż ten socjalistyczny. Tylko pod płaszczem socjalizmu możliwe jest wybudowanie Cudu Świata w nieco ponad trzy lata. Ów cud oficjalnie rozbłysł własnym blaskiem dokładnie pół wieku temu. Nikt na świecie nigdy przedtem nie zbudował niczego równie wspaniałego. Chyba, że Rosjanie.

50 lat temu, podobnie jak teraz, 5 grudnia wypadł w piątek. W tamtym czasie sobota była normalnym dniem roboczym, dlatego piątek nie miał takiej otoczki, jaką ma dzisiaj. Tak, czy inaczej, w piątek 5 grudnia 1975 roku ludzie ludzie tłumnie zbierali się w centrum Warszawy, gdzie robotnicy dokonywali ostatnich szlifów mającego zostać otwartego lada moment Dworca Centralnego - najnowocześniejszego budynku dworcowego nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Poprawiali polskie i partyjne flagi, polerowali szyby, pastowali podłogi, dokręcali poręcze, stroili głośniki i wyczekująco spoglądali na zegarki. Jeszcze chwila, jeszcze pół godziny, jeszcze kwadrans, jeszcze kilka minut… Jadą!
WIELKIE OTWARCIE
Chwilę przed południem pod wejście główne Dworca Centralnego podjechały rządowe limuzyny, z których wysiadły trzy najważniejsze osoby w państwie: przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński, premier Piotr Jaroszewicz i najważniejszy z tego tercetu, ojciec chrzestny całej inwestycji, I Sekretarz KC PZPR, Edward Gierek.

Po przywitaniu przez znajdujących się już na miejscu polityków, a także projektanta dworca, inżyniera Arseniusza Romanowicza, cała delegacja udała się do wnętrza budynku, do Hali Głównej, gdzie punktualnie o godzinie 12.00 Edward Gierek wygłosił płomienne przemówienie. Zaznaczał ogromne znaczenie Dworca dla Polski. Zwracał uwagę, że jego powstanie stanowiło naturalny owoc możliwości krajowej gospodarki. Ponad wszystko podkreślał zaś ogromne zasługi jego budowniczych, którzy postawili budowlę od fundamentów w 1100 dni. Tak ekspresowe tempo budowy wynikło naturalnie z doskonałej organizacji pracy i ponadprzeciętnej wydolności krajowego systemu gospodarczego. Nie mogło obyć się bez państwowych odznaczeń, tak ważnych dla każdego istotnego wydarzenia w historii PRL. Za “ofiarne wykonanie zadania przed terminem” uhonorowani zostali najbardziej wydajni budowniczy, ale również faktyczny ojciec biologiczny całego projektu, wspomniany wcześniej inżynier Romanowicz. Po zakończeniu uroczystości, Sekretarz przeciął biało-czerwoną wstęgę, dokonując symbolicznego otwarcia.
Życie warszawy
Zanim nowy obiekt udostępniono podróżnym, delegacja wybrała się na zwiedzanie budynku dworca, testując i zarazem demonstrując jego nowoczesne wyposażenie. Czego tam wtedy nie było! Telewizyjne kamery, które same w sobie stanowiły powiew luksusu, rejestrowały Edwarda Gierka przechodzącego przez otwierane sygnałem z czujnika automatyczne drzwi. Czujnik znajdował się pod matą i wykrywał nacisk przechodzącej osoby. Był to wówczas pierwszy taki wynalazek w Polsce, nie tylko na kolei, ale w ogóle. Delegacja udała się na spacer po peronach, na które przemieściła się ruchomymi schodami. Warto dodać, że oprócz schodów zamontowano również ruchome chodniki, aby ułatwić poruszanie się z ciężkimi i dużymi walizkami. Skoro już jesteśmy przy ekskluzywnym wyposażeniu dworca, jego Hala Główna była klimatyzowana, co przy jej monstrualnych rozmiarach nie stanowiło w tamtym czasie rozwiązania oczywistego. Ważnym z punktu widzenia podróżnych dodatkiem były również ustawione w różnych miejscach dworca automaty z napojami i przekąskami, tak aby nie musieć z suchym gardłem i burczącym brzuchem oczekiwać na swój pociąg.
fot.stolica
PODRÓŻ DO PRZYSZŁOŚCI
Właśnie, pociąg! Wszystko wspaniale ociekało złotem, ale nie zapominajmy, że to przede wszystkim dworzec, a nie galeria handlowa. Po zakończeniu “obchodu” przez polityczną delegację, obiekt udostępniono zwykłym ludziom, którzy natychmiast wpadli potężną falą do wnętrza dworca. Warto dodać, że być może jakieś 10% tłumu stanowili podróżni, resztę zaś turyści, którzy w wielu przypadkach przyjechali z odległych miast do stolicy specjalnie po to, aby uczestniczyć w tej wiekopomnej chwili. Dzisiaj może się to wydać niedorzeczne, ale pół wieku temu automatyczne drzwi, ruchome schody, czy przekąski z automatu stanowiły transfer do innej galaktyki. Ludzie jeździli schodami w górę i w dół, przechodzili przez otwierające i zamykające się drzwi, a wszystko dla zwykłej rozrywki. Pomijając kosmiczne wyposażenie, tłum szturmował znajdujące na terenie budynku dworca sklepy Baltona, gdzie specjalnie z okazji ceremonii otwarcia wyposażono po kokardę w deficytowe towary. Zakładam, że rozeszły się, zanim rządowe limuzyny pokonały pierwsze skrzyżowanie po odjechaniu spod wejścia głównego.
Aby w pełni zrozumieć ten skok cywilizacyjny, należy zestawić ze sobą nowy Dworzec Centralny z tym, który znajdował się tutaj poprzednio, przed rozpoczęciem budowy aktualnego. Tymczasowy, drewniany budynek dworcowy przypominał raczej prowincjonalną stację kolejową gdzieś na bieszczadzkim wygwizdowie, niż w centrum stolicy Polski. A znajdująca się kilka kilometrów dalej Warszawa Główna? Nie ma nawet co porównywać, fuj!
Wraz z wpuszczeniem ludzi do środka, uruchomiono również rozkładowy ruch pociągów. Na Dworzec Centralny natychmiast przekierowano większość kluczowych połączeń kolejowych zmierzających do Warszawy. Wśród nich były takie rarytasy, jak “Polonez” relacji Warszawa - Moskwa, “Batory” relacji Warszawa - Budapeszt, czy nocny “Chopin” z Warszawy do Wiednia. Chociaż brakuje tutaj konkretnej i jednoznacznej informacji, najprawdopodobniej pierwszym “odgwizdanym” pociągiem z Dworca Centralnego była wszakże Silesia zmierzająca do czeskiej Pragi przez Katowice. Niedługo wcześniej, w towarzystwie skocznie grającej orkiestry, skład ów wtoczył się na peron 3, symbolicznie otwierając ruch kolejowy na nowym dworcu. Znacznie lepiej udokumentowanym faktem jest pierwszy pociąg, jaki w ogóle pojawił się w tym miejscu, co zdarzyło się 24 marca 1974 roku, a więc ponad półtora roku przed oficjalnym oddaniem dworca do użytku. Na jego perony wjechał wtedy pociąg z Gliwic. Nie było to jednak oficjalne połączenie rozkładowe, a jedynie jazda testowa, która miała zweryfikować działanie infrastruktury. Niemniej, fakt pozostaje faktem. Przy okazji otwarcia Dworca Centralnego skupiano się na bardziej istotnych kwestiach, niż ruch pociągów.
MIASTO TAŃCZY I ŚPIEWA
Jako pierwszy, bo jeszcze tego samego dnia, wydarzenie zrelacjonował na swoich łamach Express Wieczorny. Młodszym czytelnikom przypomnijmy, że ten nieistniejący już dziennik był wydawany popołudniami, dlatego możliwe było poczytanie do obiadowego kotleta, co bieżącego dnia wydarzyło się w okolicy. Relacje tego dziennika chyba w największym stopniu oparte były na emocjach, co wynikało z przekazu “na gorąco”.

Inne dzienniki, które o otwarciu Dworca Centralnego pisały dopiero następnego dnia, opublikowały bardziej rzeczowe sprawozdania. I tak, Życie Warszawy skupiło się na technicznych aspektach całej inwestycji, podkreślając wręcz onieśmielającą nowoczesność dworca. Automatyczne drzwi, ruchome schody, klapkowe tablice informacyjne - czegoś takiego jeszcze nie było. O tych ostatnich napisano, że staną się “nowym dźwiękiem Warszawy”. To właśnie ten dziennik użył tytułowego określenia “Mister Warszawy”, już pierwszego dnia po otwarciu dworca. Redakcja Życia Warszawy zwróciła również uwagę na wysokiej próby materiały wykończeniowe, takie jak “biały marmur na ścianach i posadzkach, który nadaje wnętrzu pałacowy charakter”. Inne czasopisma, takie jak np. Stolica czy Sztandar Młodych, również podkreślały techniczne zaawansowanie inwestycji, kreując ją niemal na świątynię nowoczesności. Oprócz wyżej wymienionych, pisano o schowanych pod ziemię torach, poważnym stopniu komputeryzacji dworca, czy nawet o dosłownym powiewie świeżości w postaci wyeliminowania przykrych zapachów wydajnym systemem wentylacji. Czy ktoś w natłoku emocji wspominał o tym, że całe ekskluzywne wyposażenie dworca jest produkcji zachodniej? Nie, a po co? Kogo to interesuje?
W nieco inne, ale równie podniosłe tony uderzała Trybuna Ludu, skupiająca się głównie na politycznym i propagandowym aspekcie całego przedsięwzięcia. To właśnie z tego dziennika pochodzi relacja z przebiegu uroczystości otwarcia, niemalże krok po kroku Edwarda Gierka stąpającego po powierzchni obiektu dworca - dosłownie i w przenośni. Ważniejsze od walorów technicznych i estetycznych były te duchowe. Oczywiście, podkreślono grubym pisakiem kwestię, że budowę ukończono w czasie 1100 dni, zaznaczając zarazem, że to “rekordowe tempo, jak na obiekt o tak skomplikowanej strukturze inżynieryjnej i tak bogatym wyposażeniu”. Być może, nie wykluczam, nie zaprzeczam.

Prasa podczas zdawania relacji na gorąco była raczej jednomyślna i uznawała otwarcie Dworca Centralnego w Warszawie za wydarzenie epokowe. Gdzieś pomiędzy wynalezieniem koła a opanowaniem sztuki wytapiania żelaza.

Tajemnicą poliszynela było natomiast, że pośpiech podczas budowy, aby tylko zdążyć przed towarzyszem Breżniewem, stanowił tykającą bombę. Wszystkie spektakularne awarie wyposażenia to oczywiście melodia przyszłości, ale podobno fontanna znajdująca się w Hali Głównej zaczęła przeciekać do podziemi już pierwszego dnia funkcjonowania dworca.
NA WSCHODZIE SOBIE NIE PORADZILI
Ciekawym smaczkiem jest natomiast opinia prasy zachodniej, która również odnotowała fakt otwarcia wielkiego dworca kolejowego w stolicy Polski. O ile w Bloku Wschodnim dominowała propagandowa narracja, jakby z Dworca Centralnego można było polecieć pociągiem pospiesznym na Księżyc, o tyle Blok Zachodni środek ciężkości przesunął na kwestie techniczne. Inaczej mówiąc, był po prostu głosem zdrowego rozsądku, uznając z należytym szacunkiem rozmach inwestycji, ale zarazem zauważając liczne niedociągnięcia wynikające z kosmicznego tempa prac. Ponadto, wspomniana na początku kwestia o najnowocześniejszym dworcu w Polsce i Europie prawdą była tylko w połowie - tej o Polsce.

Skoro Wielki Brat już nie patrzy i nie skubie wąsów, można o tym wprost napisać. Ukończenie budowy na początku grudnia 1975 roku nie wynikało z ogromnej pasji robotników, którzy niesieni na skrzydłach wykonywali 250% dziennej normy, lecz z presji czasu. Presji, aby zdążyć z zakończeniem prac na obrady VII Zjazdu PZPR, które miały zacząć się 8 grudnia. Dlaczego to było takie ważne? Ponieważ obrady miał zaszczycić sam Leonid Breżniew, przybywający specjalnym pociągiem prosto z Moskwy. Jak by to wyglądało, gdyby przywódca ZSRR wysiadł z pociągu prosto na plac budowy? Albo przyjechał do drewnianego baraku starego Dworca Centralnego? Chyba sobie żartujecie, że to mogłoby się wydarzyć. Po otwarciu nowego dworca pozostały natomiast jeszcze trzy dni marginesu do 8 grudnia.
Nikt nie odmawiał Dworcowi Centralnemu walorów architektonicznych. Mało tego, wyraźne je podkreślano, uważając budowlę za prawdziwą perłę modernizmu. Mówiąc w skrócie, oddano cesarzowi, co cesarskie. Dla przeciwwagi, zachodnie media, w przeciwieństwie do polskich, zauważyły istotny fakt pewnego “przeinwestowania” całej inwestycji. W połowie lat 70. w Polsce nikt jeszcze nie miał problemu z gigantycznymi kredytami zaciągniętymi na Zachodzie przez Edwarda Gierka. Na owym Zachodzie już wiedzieli, że w tabelkach coś się nie zgadza, ale w sumie, przecież to nie nasz problem, a skoro Wy się niczym nie przejmujecie, to dlaczego my się mamy przejmować?

Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że np. ruchome schody częściej będą zepsute, niż sprawne.


Czytaj więcej