Świat zwariował
Szymon Rajwa
@Archiwum
Jak powiedział Mikołajek, gdy jego tata kupił telewizor: "Nareszcie go mamy!". Wirus-celebryta dotarł i do nas, z czego najbardziej zadowolona była władza, mogąca pod pretekstem ochrony zdrowia i wspólnego dobra chwycić wszystkich za twarz. Opozycja cieszyła się z tego, że w statystykach dzielnie goniliśmy resztę Europy, krainę wiecznej szczęśliwości i braterstwa pomiędzy narodami. Natomiast nam, szarym obywatelom, pozostawała radość z paliwa po trzy i pół zeta, choć podobno to nie zasługa wirusa, czy arabsko-rosyjskiej wojny handlowej, lecz pewnego byłego prezesa, do niedawna wójta gminy Pcim. Powszechna radość szybko stłumiła żal po wyjściu Brytoli. Wszyscy już zdążyliśmy zapomnieć o tym deszczowym kraju brzydkich kobiet objadających się na śniadanie kaszanką i gotowaną fasolką w pomidorach oraz brzuchatych facetów żłopiących ciepłe piwo, którzy do dziś nie wpadli na to, że w umywalce dwa osobne krany można zastąpić jednym. Zresztą oni jeszcze wrócą z podkulonymi ogonami i będą prosić o przebaczenie! A my wtedy im wybaczymy, bo choć mamy swój honor, to gdy potrzebne są na cito reparaturki do MGB i nowa wiązka do Cortiny, dumę trzeba odłożyć na bok.
Obecnie najbardziej przerąbane mają Włosi. Niczym plagi egipskie spadają na nich nieszczęścia, a każde następne gorsze od poprzedniego: najpierw chiński wirus z nietoperza, potem Polacy wykupili cały światowy zapas makaronu, a teraz jeszcze nowe przepisy dotyczące wyrejestrowania i wywozu samochodów za granicę. Aktualnie aby otrzymać we włoskim dowodzie wpis o treści mniej więcej takiej: "Carta di circolazione annullata per definitiva esportazione in altro paese", który oznacza po prostu wyrejestrowanie wozu, trzeba posiadać badanie techniczne tego wozu, jednak nie starsze niż sześć miesięcy. Dlaczego akurat tyle, skoro standardowo to badanie jest ważne dwa lata? Ano nie wiadomo, a to z kolei oznacza, że chodzi o kasę. Tak przynajmniej twierdzą znajomi włoscy handlarze i pewnie mają rację, jeśli wziąć pod uwagę, że z siedemdziesięciu euro, które trzeba wybulić raz na dwa lata we włoskiej SKP, pięćdziesiąt trafia do budżetu państwa, z którego zrównoważeniem Italia miała problem chyba już od czasów cesarza Nerona. Rzekomo przepis był wymierzony w handlarzy rozbitymi używkami, wywożących je z Włoch w ilościach hurtowych. Chociaż taka argumentacja kompletnie nie trzyma się kupy, bo niby dlaczego Włosi mieliby mieć coś przeciwko temu, że ktoś czyści im kraj ze złomu i jeszcze za to płaci? Rykoszetem dostały klasyki, więc będzie teraz nieco trudniej wytargać Miurę, Daytonę czy pierwszego lepszego parchatego Stratosa po czterdziestoletnim postoju w sycylijskiej czy kalabryjskiej szopie. No, chyba że papiery zaginą w tajemniczych okolicznościach. Jesteście inteligentni, więc domyślcie się dalszego ciągu.
Włosi bardzo się starają w rywalizacji o to, kto wymyśli najgłupszy przepis z dziedziny ruchu drogowego, ale z nami nie mają szans. Nadal zachowujemy bezpieczną przewagę nad peletonem, jak Uwe Ampler w Wyścigu Pokoju, wykazujemy świeżość w kroku niczym Irena Szewińska i nic nie wskazuje na to, aby ktokolwiek odebrał nam palmę pierwszeństwa, jak mawiał Włodzimierz Szaranowicz. Od 23 maja 2021 roku posiadając prawo jazdy kategorii "B”, mogą prowadzić samochody o DMC do 4,25 tony, jeśli są zasilane paliwami alternatywnymi. Dlaczego cztery tony i ćwierć, a nie np. cztery i pół? Nie wiadomo. Z jakiego powodu czterotonowym wozem obciążonym bateriami można, a innym czterotonowym, obciążonym towarem, już nie? Nie wiadomo.
Jak już jesteśmy przy kretynizmach, to ktoś kiedyś słusznie zauważył, że na nas, w przeciwieństwie do dinozaurów, nie potrzeba asteroidy, bo ludzkość wykończy się sama przez własną głupotę. I wszystko wskazuje, że tak właśnie będzie, choć proces może się nieco spowolnić, bo po tej akcji z wirusem więcej osób zacznie myć ręce po zrobieniu dwójki w toalecie. Jednak kierunek, w którym en masse zmierzamy, jest wyraźny. Świat staje na głowie, o czym świadczy rosnąca wykładniczo liczba myślących inaczej, jak chociażby ci egzaminatorzy nauki jazdy, którzy postanowili w sądzie udowadniać, że przed wjazdem na rondo, chcąc jechać w lewo, należy włączyć lewy kierunkowskaz. To, że zamiast odesłać ich do psychiatryka, uruchomiono machinę sądową włącznie z Naczelnym Sądem Administracyjnym, to pikuś. Ale to, że ci goście nie wylecieli z roboty, to jakieś totalne wariactwo.
Jak mawia mój kolega z Pułtuska, chłop nadal trzeźwo myślący: "chłachu chłachu i do piachu", więc na tym kończę, idę przegryźć czosnek i nasmarować nogi smalcem, bo coś mnie dusi i mam dreszcze.
Pierwotna wersja tego artykułu ukazała się w "Classicauto" nr 163/2020


Czytaj więcej