Nissan Silvia nie tylko do driftu

Donośny pisk i dym ze spalonych opon, dziewczyny patrzące na nas z zachwytem i jazda bokiem w trwającym wieki poślizgu. Trzeba w to wejść. Jako początkujący drifter bez żadnych umiejętności postanowiłem być oryginalny i wykombinowałem do tego celu Nissana Silvię S12.

Kamil Pawłowski
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Klasyka lat 80., czyli chowane lampy przednie. W dzisiejszych czasach nie są stosowane przez rygorystyczne przepisy bezpieczeństwa. Może dlatego je kochamy – bo już nigdy nie wrócą.

Będę Kapitanem Oczywistym i napiszę, że do driftu nadają się tylko wozy z tylnym napędem, najlepiej dość lekkie, z dobrym momentem obrotowym. Na torach królują japońskie konstrukcje, takie jak Toyota Corolla AE86, Nissan Skyline czy Mazda RX-7. Nic dziwnego, to właśnie z Kraju Kwitnącej Wiśni pochodzi ta dziwaczna dyscyplina sportu motorowego. Wszystko zaczęło się na krętych górskich drogach, gdzie organizowano nielegalne wyścigi. Wielu zawodników, by być szybszym na wirażach (albo żeby zaimponować gapiom), szło permanentnym bokiem. Drifting w Japonii to niemal religia, zaś w Polsce to wciąż dość nowa dyscyplina sportu samochodowego. Można nawet zostać Mistrzem Polski. Zacząłem zatem szukać odpowiednich miejsc do driftu pod Warszawą, by trochę potrenować. A że nic nie umiem, jako prawdziwy Polak nie wziąłem ze sobą instruktora. Sam wóz mi wystarczy.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Sylwetka Nissana może się podobać. Jest spójna, proporcjonalna i bardzo japońska. Laik może pomylić wóz z Hondą, Toyotą czy Mitsubishi.

Silvia nie jest gwiazdą torów pokroju AE86 czy Skyline’a. Pod chmurą dymu z opon znacznie więcej znajdziemy jej następców, czyli 200SX/240SX w nadwoziach S13 i S14. W Europie i w Polsce zostało niewiele zdrowych egzemplarzy S12. Kanciasta Silvia produkowana w latach 1983-1989 została zdziesiątkowana przez domorosłych tunerów i wszędobylską korozję. Jeszcze dziś wiele osób, które dorwie Silvie w swoje ręce, natychmiast przerabia je na kosmiczne sportówki z większym silnikiem i felgami wielkości koła młyńskiego. Na szczęście udało mi się znaleźć jedną z nielicznych niezniszczonych S12 w Polsce. Rocznik 1986, pochodzenie europejskie, 135 KM i silnik 1.8 z niewielkim turbo pod maską. Jedziemy.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Turbo. To słowo w latach 80. elektryzowało każdego. W Silvii to jest raczej turbinka. Ale większej nie potrzebuje.

Nissan Silvia – Turbinka, ale nie Kowalskiego
Na początku, zamiast iść bokiem na rondzie Dmowskiego, po prostu starałem się zaprzyjaźnić z wozem. Jak to bywa ze starymi Japończykami, nie było to trudne. Wsiadasz do Nissana i już po chwili czujesz, jakbyś jeździł tym samochodem od wielu lat. Nie ma nic, co by denerwowało kierowcę, wszelkie potrzebne przyciski i wajchy są tam, gdzie powinny być. Na dodatek wszystko chodzi miękko i bez oporu. Do całości dochodzi bardzo przyjemny niebieski kolor tapicerki. Nawet deska rozdzielcza wygląda jak skóra Smerfetki. Wnętrze sprawia dobre wrażenie i jest bardzo miłe dla oka. Wszystko jest zgrabne i bardzo w stylu lat 80. Pozornie brakuje czegoś ekstra. Czegoś, co spowodowałoby szybsze bicie serca, jak cyfrowe liczniki, kosmiczne kształty deski rozdzielczej, urządzenia robiącego "ping" czy staromodnego komputera pokładowego w stylu Talbota Horizona. Czegoś, czego nie powstydziłyby się firmy z Francji czy z Włoch, a nawet sam projektant nie wiedziałby, po co to powstało i dlaczego ciągle się psuje. W Nissanie wszystko jest poprawne i sensowne jak u cioci na imieninach. Najbardziej szalony jest stoper w cyfrowym zegarku. A jeśli ktoś się uprze na liczniki typu digital, to znajdzie je w niektórych amerykańskich wersjach. Poza tym przed pasażerem schowano tajemniczy czarny pręt. Po przestawieniu go okazuje się, że to podpórka pod krótkie nogi przeciętnej Japonki, która podczas driftu musi gdzieś je podziać. Genialne i praktyczne.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Turbo po raz drugi. Czerwony napis i gruba rura dolotowa robią wrażenie profesjonalnego auta sportowego.

Jeśli nie jest się niską Japonką, pozycja za kierownicą jest doskonała. W zasadzie nie mam o czym pisać. Fotele są odpowiednio twarde i wygodne, dobrze trzymają na zakrętach. Od razu czuję, że jeździłem tym samochodem. Być może nie nazywał się Silvia i nie był Nissanem, ale na pewno nim jeździłem. Dlatego bez obaw odpalamy nasze coupé i jedziemy. Turbo jest malutkie, na desce rozdzielczej jest wskaźnik doładowania wyskalowany od –70 do +70 kPa. Pod maską nie ma intercoolera, jest za to ładnie wyglądająca rura idąca do turbo. Dzięki temu silnik robi wrażenie mocnego i profesjonalnego. Ale i jakąś tam moc posiada. Gdy doda się gazu, turbo załącza się dość szybko, a kierowca słyszy tylko charakterystyczny świst. Najważniejsze jest to, że nie czuć tzw. turbodziury, a całość chodzi bardzo gładko. Gdyby nie dźwięki nie byłoby szans zorientować się, że mamy doładowanie. Oczywiście czuć większe kopnięcie, ale nie wbija ono w fotel, a pasażerowie nie robią min jak Chevy Chase i Dan Aykroyd w symulatorze przeciążeń. W sumie nic dziwnego, dziś 135 KM nie robi większego wrażenia. Już 10 lat po wyprodukowaniu Nissana zwykły, wyglądający jak rozjechana żaba Dodge Neon rozwijał taką moc w standardzie. Mimo wszelkich starań na ulicy może się okazać, że hybrydowa Toyota jest szybsza, jednak myślę, że nie to jest najważniejsze. W Nissanie, nawet przy przeciętnej z dzisiejszego punktu widzenia mocy, dostaje się przyjemność z jazdy, a oto w tym modelu chodzi. Silnik kręci się do ponad sześciu tysięcy i warto go trzymać na obrotach. Jedynka, gaz, szybko dwójka, samochód wydaje fajne dźwięki, turbo świszczy. Trójka, mamy już stówę i wyprzedziliśmy emeryta w Dacii Logan. Na zakręcie możemy spróbować zarzucić tyłem. Do mniej więcej takiej jazdy stworzono zgrabnego Nissana. I trzeba przyznać, że zdaje ten egzamin na piątkę.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Katalysator, czyli kolejny powód do chwalenia się.

Aby w pełni cieszyć się z driftowania tym wozem, z pewnością należałoby go poddać lekkiemu tuningowi. W wersji podstawowej bliżej mu do bulwarówki niż wozu wyczynowego. Ale nie należy się tym martwić. Nawet spokojna jazda po mieście sprawia wiele przyjemności. Samochód jest wystarczająco szybki, a kierowca przenosi się w czasie do lat 80. W klimatycznym magnetofonie można puścić hity zespołu A-ha lub New Order. Silvia jest na tyle przyjazna, że bez problemu można z niej korzystać jako codziennego wozu na zakupy. Na pewno sprawi, że na twarzy kierowcy zagości uśmiech. Gorzej wypada jako wóz rodzinny, bo z tyłu zmieszczą się jakieś dzieci, ale jak dorosną, trzeba będzie im uciąć nogi.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Pozycja za kierownicą jest znakomita. Wsiadasz do Nissana i czujesz się jak u siebie w domu.

NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Niebieskie wnętrze jest bardzo przyjazne kierowcy, ale brakuje mu polotu.

Nissan Silvia – Wzór dekady
Przyjemnie jest w czasie jazdy. Przyjemnie jest też w czasie przerwy, gdy wyjdziemy z samochodu napić się kawy i nań popatrzymy. W pierwszej połowie lat 80., szczególnie w Japonii, nastąpił szał chowanych świateł. Moda trwała aż do połowy kolejnej dekady. Nissan także poszedł tą drogą. Zresztą tak samo jak Toyota, Mazda, Mitsubishi czy Honda. Sylwetka sportowego Nissana jest nienaganna, proporcje trzymają się kupy. Z tyłu znajduje się wielka klapa z unoszą szybą, a pod nią jest całkiem spory bagażnik, do którego zmieściłby się dorodny tuńczyk. Japończycy mieli w zwyczaju pisanie z tyłu wszystkich bajerów występujących w samochodzie. Tutaj też chcieli, ale nie było za bardzo o czym. Oprócz nazwy Silvia dostrzeżemy oznaczenie 1.8 Turbo, a z boku emblemat z napisem Katalysator. Nie dziwię się Japończykom. Gdy w Europie największym lansem był licznik w stylu digital i kalkomania na boku auta, oni chwalili się szesnastozaworowymi silnikami, turbosprężarkami i intercoolerami. W Nissanie staroświecki motor 1.8 nie ma szesnastu zaworów, ale za to posiada dwie świece na cylinder. Polepsza to spalanie mieszanki, co przekłada się na lepsze osiągi, niższe spalanie i czystsze spaliny. W ofercie Nissana był także dwudrzwiowy notchback (sedan-coupé), jednak nie oferowano go w Europie. Znajdował się natomiast w sprzedaży w USA, więc teoretycznie można go stamtąd sprowadzić. Bardzo możliwe, że będzie miał dwulitrowy silnik z automatem pod maską. W czasach świetności S12 wśród japońskich coupé największą popularnością na Starym Kontynencie cieszyła się Toyota Celica. O ile trzecia generacja mogła pochwalić się podnoszonymi światłami i tylnym napędem, to oferowana od 1985 roku Celica czwartej generacji w podstawowej wersji posiadała przedni napęd (choć zachowano podnoszone reflektory). I tym samym przestała być naturalnym konkurentem Silvii. Ktoś może powiedzieć, że była jeszcze Celica Supra, ale to był jednak nieco większy i droższy wóz. Podobnie było z egzotycznym Mitsubishi Starion. Wysoką sprzedażą wśród japońskich coupé w tamtych czasach mogła pochwalić się Honda. Jednak z dzisiejszego punktu widzenia Prelude to kompletnie inna para kaloszy, głównie ze względu na przedni napęd.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Wyposażenie na medal. Wówczas japońskie wozy musiały walczyć z konkurencją, m.in. poprzez lepsze gadżety. Elektryczne szyby oczywiście działają bez zarzutu. Nie to co w moim Autobianchi, gdzie działały tylko raz.

Jeśli już się napaliliście na Silvię, to muszę ostudzić wasze zapędy. Dużym problemem może być zwykła eksploatacja. Po pierwsze, wszystkie egzemplarze są bardzo podatne na korozję, zresztą jak każde japońskie auto z tego okresu. Jeśli traficie na zdrowy egzemplarz, trzeba na niego chuchać i smarować podwozie czym się da. Po drugie, problemem są części. Na polskim rynku trafić na cokolwiek można jedynie fartem albo poprzez rozbiórkę grata po przejściach z młodym tunerem. Z pewnością niezbędna będzie umiejętność wyszukiwania części na całym świecie. Generalnie nie jest łatwo.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Made in Japan.

NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Silvia S12 utorowała drogę dla kolejnych doskonałych coupé Nissana: S13 i S14.

NISSAN SILVIA – Jak Godzilla
Nissan Silvia S12 bardzo ładnie się zestarzał. Wóz cały czas robi wrażenie na ulicy, ludzie się na niego patrzą i szanują jego sylwetkę. S12 podoba się kobietom, szczególnie jeśli jest w białym kolorze. Silvia wydaje się wówczas czysta w swojej formie, jakby zatrzymana w czasie, a nadal modna jako fajny, niepospolity gadżet. W czasie testu dostałem także parę lajków i uśmiechów od łysych gości w mocnych BMW. Zapewne niektórzy z nich pomyśleli: "Po co tu stoisz, jedź driftować!". Ja jednak po krótkim treningu stwierdziłem, że jestem za słaby na ten sport, a oryginalna Silvia S12 za ładna, by ją podkręcać, tuningować i psuć do dziwacznych konkurencji. Jedna sztuka musi zostać i taki plan ma Cezary, jej właściciel. Nie ma zamiaru poprawiać fabryki, zmieniać silnika, dodawać spojlerów i felg wielkości góry Fuji. To bardzo słuszna koncepcja, bo wkrótce oryginalna Silvia S12 będzie gatunkiem wymarłym. Jak Godzilla.
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

W zegarku oprócz godziny i daty sprawdzimy także czas naszego okrążenia. Może to być okrążenie na torze Tsukuba, może też być okrążenie wykonane za miejscem postojowym w centrum Warszawy.

NISSAN SILVIA S12 – DANE TECHNICZNE
PRODUKCJA
1983-1989
SILNIK
benzynowy, R4, SOHC 8v, umieszczony wzdłużnie z przodu, zasilany wtryskiem, turbodoładowany
Śr. cyl./skok tłoka: 83/83,6 mm
Pojemność skokowa: 1809 cm³
Moc maks.: 135 KM/6000 obr./min
Maks. moment obr.: 191 Nm/4000 obr./min
NAPĘD
Na tylne koła, skrzynia ręczna, 5-biegowa
ZAWIESZENIE
Przednie: kolumny McPhersona, sprężyny śrubowe, stabilizator
Tylne: wahacze skośne, sprężyny śrubowe, stabilizator
HAMULCE
Tarczowe na obu osiach
WYMIARY I MASY
Dł./szer./wys.: 443/166/133 cm
Rozstaw osi: 242 cm
Masa własna: 1136 kg
OSIĄGI
Prędkość maksymalna: 200 km/h
NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Smukłe coupé konkurowało z Corollą AE86, Celiką i Prelude. Szczerze mówiąc, Nissan jest w czołówce tego zestawienia.

NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Kawałek pręta? Tajemniczy sprzęt przed pasażerem to nic innego jak podpórka na nogi dla niskich Japonek. W końcu podczas szybkiej jazdy w wiecznym poślizgu musiały coś zrobić z nogami.

NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI
Nissan Silvia @Rafał Andrzejewski

Prawdziwy drifter zacząłby tuning od wymiany kierownicy na sportową. Dla mnie kasztan z lat 80. ma dużo klimatu i w życiu bym go nie wymienił.

NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Rachunki za pakiet tuningowy. Prosto z Tokio. Tanio sprzedam.

NISSAN SILVIA @RAFAŁ ANDRZEJEWSKI

Przednie lampy możemy mieć otwarte także przy nieświecących światłach. Tak po prostu. Dla lansu.

Pierwotna wersja tego artykułu ukazała się w "Classicauto" nr 151/2019


Czytaj więcej