PONTIAC FIREBIRD TRANS AM 'BANDIT'
Czarne jest piękne!
Obok De Loreana czy gliniarskiego Dodge'a, czarno-złoty Pontiac Firebird Trans Am należy do najważniejszych ikon amerykańskiego kina samochodowego. Niezależnie od filmowej kariery, był jednym z ważniejszych wozów swojej epoki. Ostatnim na placu boju, ociekającym testosteronem muscle carem, którego sława jeszcze wzrosła 40 lat temu, gdy na ekrany wszedł film „Smokey and the Bandit”.
Filmy dzieciństwa – każdy ma takie i każdy mile je wspomina. Nie mówię tu o kreskówkach czy filmach animowanych, ale takich, które teoretycznie są przeznaczone dla dorosłych. To uczucie, gdy po godzinach błagań rodzice się zgodzili, żeby nieletni mógł zasiąść przed telewizorem grubo po wieczorynce i z wypiekami na twarzy choć raz poczuć się dorosłym... bezcenne. Dla mnie jednym z takich filmów był "Smokey and the Bandit", nieco koślawo nazwany w naszym tłumaczeniu „Mistrz kierownicy ucieka”. Szalone pościgi, niezły humor, sympatyczny szwarccharakter uciekający przed gapowatym gliną. Kolory i powiew Zachodu kontrastujący z szarzyzną schyłkowego PRL i początków wolnej Polski (wtedy widziałem go pierwszy raz) i TEN samochód. Czarno-złoty, szybki, palący gumę na każdym winklu: Pontiac Firebird Trans Am.
PIWNA PROHIBICJA I SCENARIUSZ DO KITU
Lata 70., kolorowe i nieco przaśne w motoryzacji, zwłaszcza amerykańskiej, przyniosły olbrzymią rewolucję. Wykończyły muscle cary – coś, co do tej pory jest symbolem amerykańskiej wolności i nieprzejmowania się apetytem wozu na paliwo. Skończyły się siedmiolitrowe smoki, pojawiły się mniejsze samochody, inżynierowie pocili się na hasło "normy emisji spalin" i, o zgrozo, zaczęły się sprzedawać japońskie samochody. Jednak na placu boju cały czas był ostatni Mohikanin, a właściwie Ottawa, bo imieniem wodza tego plemienia nazwano markę Pontiac. Gdy zaczęło się całe zamieszanie z ropą, w sprzedaży była druga generacja Firebirda, a Pontiac został sam i szczycił się topową odmianą Trans Am z silnikiem 455 Super Duty. Paradoksalnie, okazało się to świetnym posunięciem. Pontiac zgarnął resztkę klientów zdegustowanych nowymi, wykastrowanymi silnikami konkurencji. Do tej pory Firebirda z tym silnikiem uważa się za ostatniego muscle cara w historii. Od 1973 roku i wprowadzenia tej jednostki w topowej wersji Trans Am Firebirdy sprzedawały się nieźle, co niezwykle cieszyło zarząd, bowiem druga generacja Firebirda została przyjęta dość sceptycznie. Zanotowano spadek sprzedaży z niemal 88 tysięcy sztuk w 1969 roku do zaledwie 30 tysięcy w 1972.
Taki „zwykły” Trans Am też niestety nie jest tani. Bez pakietu SE, bez bezpośredniego związku z filmem, a nabywca musiał wysupłać za niego 27 tys. dolarów podczas ubiegłorocznej aukcji Mecum.
Wnętrze przypomina dobre, szalone lata 60. Ascetycznie, ze sportowym sznytem, ale i wygodnie – tak jak w prawdziwych muscle cars.
W 1976 roku w Michigan zjawił się Hal Needham, ściskając pod pachą scenariusz filmu. Filmu z samochodami w niemalże głównych rolach. Początkowo pierwsze skrzypce miał w nim grać Ford Mustang II, jednak Needham oczarowany reklamą Ponitaka skierował swoje kroki do General Motors. Już od lat oczywiste było, że kinematografia jest doskonałym nośnikiem reklamowym i to przy niewielkim wkładzie. Filmy o Bondzie rozsławiły niszową brytyjską markę, jaką był Aston Martin. W USA lokowanie produktu też mieli w małym palcu: Ford Mustang każdemu dziecku kojarzył się z porucznikiem Bullittem, a Dodge Challenger z Kowalskim ze "Znikającego Punktu". Natomiast nikt, łącznie z zarządem Ponitaka i samym Needhamem, nie przypuszczał, jak ogromny sukces osiągnie jego awanturnicza komedia samochodowa pod tytułem "Smokey and the Bandit" i jak wywinduje popularność Trans Amów.
Co ciekawe, sukces promocyjny, jaki Trans Amowi zapewnił Bandzior, nigdy nie został wykorzystany w reklamach czy prospektach Pontiaca.
Needham, będący kumplem Burta Reynoldsa i jego dublerem, wpadł na pomysł filmu, w którym dwóch szalonych kierowców szmugluje piwo przez kilka stanów (na podstawie autentycznych wydarzeń). Sytuacja z kradnącą piwo Coors pokojówką podczas realizacji filmu "Gator", w którym obaj grali, przypomniało mu rok 1974 roku, gdy to piwo było zakazane w 11 stanach USA – powodem zakazu były problemy z transportem niepasteryzowanego trunku. Szkic scenariusza pokazał Reyndoldsowi, w którego posiadłości pomieszkiwał zresztą od kilkunastu lat. Reynolds wyraził chęć zagrania głównej roli, jeśli Needham zdobędzie pieniądze na realizację filmu. Przedsiębiorczy kaskader, scenarzysta i reżyser w jednym, wyciągnął z Universal Pictures 5,3 miliona dolarów, w tym zabezpieczył astronomiczną gażę Reynoldsa, wynoszącą okrągły milion. Sceptycznie nastawieni do projektu ludzie z Pontiaka dali im 4 Trans Amy i 2 Pontiaki Bonneville dla szeryfa Buforda T. Justice, choć Needham prosił odpowiednio o 6 i 4 sztuki. Nawiasem mówiąc przy realizacji drugiej części już tak nie skąpili i bez szemrania dali 10 Trans Amów i 55 Bonneville! Na krótko przed rozpoczęciem zdjęć wytwórnia obcięła budżet do, 4,3 miliona, co i tak było sukcesem, bo w założeniu "Smokey and the Bandit" miał być filmem klasy B, na który przeznaczono raptem milion. Obsadzenie w głównej roli Burta Reynoldsa, ówcześnie jednego z najpopularniejszych aktorów i głównego playboya lat 70. pozwalało mieć nadzieję na sukces kasowy. Dosyć złudną nadzieję, dodajmy, bo wstępną wersję scenariusza Reynolds ocenił jako „nieco do kitu”. Sporo dialogów powstawało zatem ad hoc, co po latach pokazuje, jak zgraną ekipą byli twórcy tej komedii. Oprócz Reynoldsa, w filmie zagrali: doskonały aktor Jackie Gleason (szeryf Justice), Sally Field (Żabcia), dla której film oraz zdobyta w tym samym roku nagroda Emmy była trampoliną do dalszej kariery, a także piosenkarz country Jerry Reed, jako Cledus „Snowman” Snow. Reed w dodatku napisał do filmu (ponoć w jedną noc, bo wcześniej po prostu mu się nie chciało) genialną piosenkę „East Bound and Down”, która dotarła do drugiego miejsca na liście muzyki country Billboardu i stała się największym hitem w karierze piosenkarza.
Pod koniec lat 70. do lamusa odchodziło już poprowadzenie linii karoserii zwane „Coke Bottle styling”. Firebird i Chevy Corvette były ostatnimi bastionami tego stylu.
Kenworth W900 był drugą motoryzacyjną gwiazdą filmu. Nie wiemy, na ile mu ten występ pomógł, ale raczej nie potrzebował promocji. W900 jest tak dobry, że produkują go do dziś.
Fabuły filmu nie trzeba chyba nikomu opowiadać, w skrócie powiedzmy tylko, że głównym wątkiem jest wyprawa Snowmana za kierownicą Kenwortha W900 (w filmie wystąpiły 3 sztuki), pilotowanego przez Bandziora w Trans Amie po piwo z Texarkany w Texasie do Atlanty w Georgii. Trasę tam i z powrotem mają pokonać w 28 godzin i nie dać się złapać policji autostradowej, nazywanej przez szoferów Smokeys. To słowo w tytule pochodzi także od misia Smokeya, rysunkowego bohatera kampanii edukacyjnej na temat parków narodowych. Rzeczony niedźwiadek nosił kapelusz leśnika, identyczny jak te policyjne.
„PRZESKOCZMY COŚ JESZCZE!”
Cała wyprawa nie byłaby możliwa, gdyby nie jeden gadżet: CB radio. Miniaturyzacja elektroniki w latach 70. i coraz większa dostępność podzespołów i sprzętu z Japonii spowodowały, że CB radio zdobywało w USA coraz większą popularność. Krótkofalówki stawały się popularne i lądowały w większości aut, które nie służyły jedynie do wyjazdu po bułki. Film jeszcze bardziej je spopularyzował, ponadto posiadanie CB w sportowym wozie stało się po prostu cool. Najwięcej jednak wygrał Pontiac. Trans Am był na ekranie niemal non stop, cały czas rycząc, paląc opony i wyprawiając niemożliwe sztuki. Inaczej niż u Bonda czy porucznika Bullitta, nie był jedynie atrybutem bohatera, ale zagrał prawie główną rolę. W większości scen auto prowadzi sam Reynolds, zaś w najbardziej ekstremalnych momentach zastępował go Needham, np. w scenie skoku przez rzekę. Na tę okoliczność Trans Am otrzymał rakietowy dopalacz. Na szczęście scenę udało się nakręcić za pierwszym razem, bowiem wóz po skoku nadawał się tylko na złom. Ogromną zaletą całości jest fakt, że wszelkie sceny samochodowe są naprawdę (poza nielicznymi przypadkami przyspieszenia taśmy) bez picowania i nadrabiania super-szybkim montażem. Cztery Trans Amy dostały taki wycisk, że żaden z nich nie dotrwał do końca zdjęć w całości. Kolejne rozwalone Pontiaki traktowano jako dawców części dla tych jeszcze jeżdżących. W ostatniej scenie, gdy Bandzior zajeżdża na imprezę organizowaną przez Dużego i Małego Enosa, ostatniego Firebirda w jednym kawałku wpychało w kadr inne auto – nie dało się już uruchomić silnika. Sukces „Smokey and The Bandit” przeszedł najśmielsze oczekiwania. Przy budżecie 4,3 miliona dolarów zarobił 300 milionów, w sezonie 1977 ustępując jedynie „Gwiezdnym Wojnom” George'a Lucasa. Trzy lata później nakręcono znacznie gorszy sequel, a w 1983 trzecią część, już bez Reynoldsa i Field, ale ten film był totalną klapą.
Charakterystyczne lampy w kształcie poziomych pasków Firebird odziedziczył po większym bracie: GTO. Poziomy motyw powtórzono jeszcze w 3. generacji. Spojler w stylu porschowskiego „kaczego kupra” był w latach 70. szczytem lansu.
PREZENT NA OTARCIE ŁEZ
W filmie główną rolę zagrał Firebird drugiej generacji rocznik '77 (choć nie do końca, ale o tym za chwilę) w topowej wersji Trans Am. Była to opcja wyposażenia, którą Pontiac wprowadził już pod koniec produkcji pierwszej generacji w 1969 roku. Oznaczała zawsze najmocniejszy silnik, specjalne zawieszenie, dodatkowe spojlery i charakterystyczne malowanie z ognistym orłem – stąd złośliwi i fani Camaro czy Mustangów nazywali Trans Amy kurczakami. Można powiedzieć, że Firebird powstał nieco z przypadku. Dział designu opracował w 1964 roku koncept zwany Banshee XP-833. Było to opływowe coupé z dwoma miejscami, z nowym sześciocylindrowym silnikiem. Studium tak spodobało się szefostwu, że aż przebierali nogami, aby je wdrożyć do produkcji. Niestety, Banshee celował bezpośrednio w podobny wóz z oferty General Motors – Chevroleta Corvette. Na taką bratobójczą walkę nie było zgody. Na otarcie łez GM dał Pontiakowi do wykorzystania platformę F-body – tę samą, na której oparto nowego Pony Cara i pożeracza Mustangów – Chevroleta Camaro. Początkowo Firebirdy sprzedawały się nieźle, jednak obsuwa z wprowadzeniem drugiej generacji i początek kryzysu paliwowego dość mocno osłabiły jego pozycję na początku lat 70.
Choć zdarzały się i w zwykłych Trans Amach, w T/A Special Edition złote felgi zwane snowflakes były obowiązkowe.
Remedium na problemy miała być topowa odmiana z najmocniejszym silnikiem w kraju. Nazwa Trans Am wzięła się od serii wyścigowej Trans-American Championship organizowanej od 1966 roku przez SCCA (Sports Car Club of America). Był to ewidentny ruch marketingowy, bowiem Firebirdy T/A w tej serii... nie startowały. Ba, nawet gdyby „chciały”, to nie mogły, ze względu na ograniczenie pojemności do pięciu litrów. Nawiasem mówiąc, wcześniej Dodge nazwał T/A homologacyjną wersję Challengera (patrz CA nr 85) i te wozy rzeczywiście startowały w pucharze. Wracając do Pontiaca: czego jednak nie robi się dla pieniędzy? SCCA udzielając zgody na tę nazwę, zapewniła sobie stałe źródełko dolarów. GM płacił bowiem organizacji pięć dolarów od każdego sprzedanego Trans Ama. Ojcami T/A byli Bill Porter and Ted Schroeder, którzy zaprojektowali odjazdowe malowanie – niebieskie z białym orłem i białe z niebieskim. Potem do palety T/A dołączyły zielony, czerwony, złoty czy wreszcie ten najbardziej znany – czarny.
T/A 6.6 pisane „groźnym” krojem à la gotyk (choć dokładnie chodzi o pismo neogotyckie), podobnie jak napisy z tyłu, na bokach i na przednim zderzaku pozwalają sądzić, że mamy do czynienia z topową wersją SE.
SZEŚĆ I SZEŚĆ – PRAWIE LICZBA SZATANA
W 1976 roku Pontiac obchodził swoje 50-lecie. Właśnie dla uczczenia tej rocznicy powstała wersja Limited Edition, dostępna tylko jako Trans Am. Charakteryzowała się genialnym czarno-złotym malowaniem. Gdy kręcono "Smokey and The Bandit", firma nie miała jeszcze gotowych wozów z planowanym na 1977 rok liftingiem. Dlatego w komedii zagrały samochody z rocznika 1976 z doklejonym przodem "batmobila", jak nazywano je później w USA. Pontiac uznał, że skoro już przeznacza kilka aut dla filmowców, warto byłoby zareklamować nimi nowy model. W 1977 roku w salonie już można było zamówić auto identyczne jak wóz Bandziora. Największą widoczną zmianą w roczniku `77 był właśnie przód. Zamiast dwóch okrągłych lamp, otrzymał cztery prostokątne, schowane w dwóch stylowych wlotach powietrza. Taki Trans Am jest po prostu piękny. Rzadko kiedy face lifting wychodzi samochodowi na dobre, zwłaszcza takiemu, który już od siedmiu lat jest w produkcji. W tym przypadku nowy styl był obłędny. Jednocześnie w duchu lat 70. i doskonale dopasowany do kształtu nadwozia, w którym pobrzmiewa jeszcze motyw "coke bottle shape". Pomimo że nowy przód doklejono do reszty, świetnie koresponduje z poziomymi tylnymi światłami i zadartym do góry spoilerem na krawędzi bagażnika i błotników. Postawcie obok Mustang II i staje się jasne, kto tu rządził. Poza wyglądem, nowości zagościły też pod maską. Nawet ponitakowskie 455SD nie oparło się zaostrzającym się normom emisji spalin. W 1977 rolę 455 przejęły dwa motory: jednostka Pontiaka L78 o pojemności 400 cali i mocy 180 KM oraz silnik Oldsa L80 (403-calowy) o tej samej mocy. Mieszkańcy stanów „mniej eko” za jedyne 50 dolców mogli dokupić W72 Performance Package, obejmujący głównie inne głowice i wałek rozrządu, podnoszący moc do szaleńczych 200 KM. Ciekawy chwyt marketingowy zastosowano z oznaczeniem silników. Zastanawialiście, się dlaczego na aucie Bandziora oznaczenie motoru jest podane po europejsku, w litrach, a nie w calach? Przecież żadnemu Amerykaninowi nic nie mówi symbol "6.6". Ano po to, żeby mniej się rzucało w oczy zmniejszenie pojemności silników. Przeciętny John czy Jake, zanim przeliczy litry na cale, machnie ręką i stwierdzi, że konie się przynajmniej zgadzają, a dwie szóstki na wlocie powietrza wyglądają całkiem cool.
1800 mil w 28 godzin.
„Po co to robimy?”
„Dla kasy, dla sławy, dla zabawy... głównie dla kasy”. Ten cytat jest i był chyba najlepszym streszczeniem filmu.
W Trans Amie można było wybierać między automatem i skrzynią ręczną, przy czym niemal wszystkie auta ze "stick shift", jak mawiają Amerykanie, wyjechały z fabryki spięte z najmocniejszymi silnikami. W aucie Bandziora jest jeszcze jedna opcja, która weszła do produkcji w 1976 roku – to nadwozie typu Targa, w USA nazywane T-top, choć Amerykanie rozróżniają oba typy (Targa w przeciwieństwie do T-top nie ma belki łączącej przednią i tylną część dachu). Zdejmowane dachy dostarczał Hurst, znany głównie ze skrzyń biegów. Widząc, jak świetnie się sprzedaje motyw pożyczony z Corvette, już pod koniec 1977 Pontiac przeszedł na dachy od Fishera – podstawowego dostawcy GM. Było o co walczyć, bo w tym roku aut z otwieranym dachem sprzedano 13 706, zaś zwykłych zaledwie 1861. Pod koniec dekady w USA Firebird był jednym z najmocniejszych i najszybszych wozów krajowych, jednak na tle europejskiej konkurencji wypadał blado. Aston Martin V8 Vantage, który wszedł do produkcji w 1977 roku, z mniejszej pojemności osiągał niemal dwa razy większą moc i był o 100 km/h szybszy. Obiektywnie trzeba jednak stwierdzić, że była to zupełnie inna półka cenowa.
„Screaming Chicken” jako wyróżnik wersji Trans Am przetrwał do końca 4. generacji, choć w ostatnim wydaniu nie miał już tak spektakularnej formy.
BADZIOR I WARIACJE NA TEMAT
Film przyniósł niespodziewaną w Pontiaku popularność Firebirda. Trans Am stał się pojęciem kultowym – wiele osób jest przekonanych, że jest to model Pontiaka, a nie wersja wyposażeniowa Firebirda. "Smokey and The Bandit" wszedł na ekrany w połowie roku 1977. W ciągu zaledwie 6 kolejnych miesięcy sprzedaż Fireberda skoczyła prawie o 50%, ze 110 775 egzemplarzy w 1976 do 155 735 szt. Szał trwał dalej, sprzedaż galopowała: do 187 294 aut w 1978 roku i 211 453 (!) w 1979. Wszystko skończyło się rok później, gdy Firebird stracił 400-calowe motory na rzecz jednostek 305 Chevroleta, w tym turbodoładowane. Nie pomógł nawet sequel filmu z aktualnym modelem, który wszedł na ekrany w 1980 roku. Za to czarny T/A Bandziora stał się ikoną. Na początku lat 80. pewna firma przerabiała Firebirdy na T/A „Bandit Edition”, czyli to, na co nigdy nie zdecydowało się GM. Wkładano do nich stare dobre V8 455 Super Duty, ręczną 5-biegową skrzynię, hamulce tarczowe i masę dodatkowego wyposażenia. Słono to kosztowało – hołd dla filmowego Pontiaka wyceniono na 30 000 $, co w stosunku do 8700 $ za „zwykłego” T/A, było ceną astronomiczną. Powstałych 200 sztuk rocznika '81 rozeszło się jednak na pniu. Od 2007 roku organizowany jest tzw. Bandit Run, czyli parada Trans Amów na trasie Texarkana – Atlanta, połączona ze zlotem i spotkaniami z żyjącymi twórcami filmu. Na 30-leciu premiery stawiło się około 30 aut. W tym roku, na 40-leciu, zarejestrowano około 250 wozów.
W „Smokey and the Bandit” Burt Reynolds pokazał, że ma do siebie dystans. Oprócz świetnego kina akcji film to między wierszami satyra gwiazdora na samego siebie i na pozycję, jaką zajmował wówczas w amerykańskim szołbiznesie.
Filmowe auta nie przeżyły zdjęć, ale każdy egzemplarz podpisany przez Reynoldsa czy posiadający dokumenty z Universal Pictures to gratka dla kolekcjonerów. Egzemplarzem najbliższym oryginałom jest ten „promo car” z całym zestawem pamiątek. Aukcjonerzy z Barret&Jackson sprzedali go za astronomiczne 550 tysięcy dolarów!
„CZARNE JEST PIĘKNE! I DROGIE...”
Z upływem lat czarno-złote Trans Amy wzbudzały coraz większe zainteresowanie w kręgach kolekcjonerskich. Zwłaszcza te w wersji Special Edition. W filmie Bandzior jechał, jak już wspomniałem, tak zwaną zmotą z przodem od nowszego rocznika i bez widocznych cech SE. Jednak auta wykorzystywane do promocji filmu, czy te podarowane Burtowi Reynoldsowi, wyróżniały się dodatkowymi złoceniami wnętrza felg i nadwozia – były SE pełną gębą. Special Edition oprócz złotych szparunków miał również pisane gotykiem oznaczenia na karoserii, złote felgi 16” zwane snowflakes, złotą okładzinę deski rozdzielczej i inne drobiazgi. Bogactwo dostępnych konfiguracji powoduje jednak, że trzeba być nie lada specjalistą, żeby odróżnić SE od zwykłego Trans Ama o bardzo podobnej konfiguracji opcji i kolorów. Takie też są najchętniej wyszukiwane w ogłoszeniach. Pomimo że wyprodukowano ich sporo, to tanio nie jest. Przy odrobinie szczęścia możemy kupić jeżdżącego Firebirda T/A za 10-15 tysięcy dolarów. Special Edition są wyraźnie droższe, ich ceny sięgają 50-60 tys. Co ciekawe, również dobrze sprzedają się auta po faceliftingu z 1981 (takie jak T/A Badziora z II części filmu).
400-calowy silnik nie był demonem mocy, zwłaszcza w zestawieniu z europejską konkurencją. Ten prosty „żeliwniak” rozwijał żenującą moc, przez co ze spektakularnym wyglądem Trans Ama kontrastowały jego osiągi. Pazura nie dodawało mu czerwone pole na obrotomierzu, zaczynające się na... 4500 obr/min.
Nie ma co natomiast liczyć na zakup oryginalnego auta filmowego, bo wszystkie poszły na złom. Co jakiś czas pojawiają się za to wozy promocyjne. W 2016 roku Reynolds auto z certyfikatem Universal Pictures sprzedał za 550 000 $. W styczniu tego roku aktor wystawił na sprzedaż wóz odbudowany niedawno na jego życzenie, mniej więcej zgodnie z wizerunkiem z filmu. Wóz posiada 8,2-litrowe wV8 o mocy 600 KM i wnętrze wykonane na zamówienie. Dom aukcyjny Barret&Jackson zlicytował go za 275 000 $.
Nie tylko auta promocyjne są chodliwe. „Zwykłe” T/A też nie narzekają na brak chętnych. Są stałym składnikiem na każdej aukcji rodzinnego domu aukcyjnego Mecum.
Genialną stylówę Trans Ama wymyślili dwaj styliści Pontiaka: Bill Porter i Ted Schroeder. Obaj chyba nie przypuszczali, że zacznie żyć własnym życiem i po latach większość ludzi będzie myślało, że T/A to osobny model, a nie odmiana Firebirda.
Nie można jednak patrzeć na T/A jak na obiekt inwestycyjny. Te auta to ikony lat 70, resztek wolności motoryzacyjnej, szczypty szaleństwa w nudnej erze malaise. To historia wozu, który zupełnie przypadkiem stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd samochodowych na równi z Astonem Martinem Jamesa Bonda czy De Loreanem dr. Browna. Widok takiego wozu to również powrót do dzieciństwa, do czasu gdy z wypiekami oglądaliśmy film dla dorosłych, nie rozumiejąc niektóry gagów, a o niektórych nie mając pojęcia ze względu na marne tłumaczenie. Nawet jeśli nie macie możliwości rozwalić Trans Ama, skacząc przez inne pojazdy, ani postawić takiego w swoim garażu, warto wrócić do filmu – po 40 latach nadal tak samo śmieszy.
Ostatni big block 400-calowe V8 skończyło swój mariaż z Trans Amem w 1980 roku. Jego rolę przejął silnik 301-calowy (4,9 litra) z... turbosprężarką. Niby osiągi podobne, jednak poziom „kultowości” niemal zerowy.
Pontiac Firebird Special Edition Trans Am 1977
Produkcja
1970-81, ok. 457 tys. Trans Am II gen. wszystkich wersji
Silnik
Pontiac 400 T/A W72 (lub Oldsmobile 403) V8 chłodzony cieczą, OHV, zasilany czterogardzielowym gaźnikiem
Pojemność skokowa:
6554 (6603 cc)
Moc maksymalna:
200 KM przy 4000 obr/min
(180 KM przy 4800 obr/min)
Napęd
Na koła tylne, skrzynia automatyczna Turbo-Hydramatic lub ręczna 4-biegowa
Zawieszenie
Przednie: niezależne, wahacze poprzeczne, sprężyny śrubowe, amortyzatory teleskopowe, stabilizator
Tylne: sztywny most, resory półeliptyczne, amortyzatory teleskopowe, stabilizator
Hamulce
Dwuobwodowe, ze wspomaganiem, przednie tarczowe wentylowane, tylne bębnowe
Wymiary i masy
Dł./szer./wys.: 500/186,4/125 cm
Rozstawi osi: 275 cm
Masa własna: 1740 kg
Osiągi
Prędkość maks.: 175 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h: 9,4 sek.