INŻYNIER TESTUJE
Nawet nie zamierzam udawać, w jaki sposób będę jeździł Mini. Wóz jest w najszybszym kolorze, British Racing Green, który stanowi wyspiarską odpowiedź na Rosso Corsa.
Austin Mini - Angielska robota
Prezentowany w numerze Citroën Traction Avant ma napęd na przednie koła. To spore osiągnięcie. Ale że silnik wraz ze skrzynią biegów jest ustawiony wzdłużnie? Cóż za amatorszczyzna i marnotrawstwo przestrzeni!
Jak więc należało postąpić? Ustawić silnik w poprzek, a skrzynię biegów umieścić pod nim. Wówczas udałoby się wykorzystać 80% długości pojazdu na kabinę pasażerską. Taki pomysł miał Alec Issigonis, wówczas jeszcze bez tytułu szlacheckiego. Efektem było Mini, czyli brytyjska odpowiedź na popularne w Wielkiej Brytanii zagraniczne mikrosamochody. Owo kryterium jest niemal równie legendarne jak słynny koszyk jajek w Citroënie 2CV. Realizacja zrobiła tym większe wrażenie, że nie mówimy o pięciometrowej limuzynie, tylko o trzymetrowym pudełku. W dodatku o szerokości mniejszej niż półtora metra.

Piotr Ciechomski
Minimalistyczny
kokpit jest tak mały, na jaki wygląda, ale stanowi 4/5 rozmiaru samochodu, który jest od niego niewiele większy.
Starochińskie przysłowie mówi, że potrzeba jest matką wynalazków. To ona mistrzowskim ruchem wcisnęła tryby skrzyni biegów do miski olejowej silnika. Dokładnie tego, który później stał się kolejnym pomnikiem brytyjskiej motoryzacji. Był to motor serii A koncernu Austin Motor Company. Przynajmniej wtedy tak się nazywał, bo historia małżeństw, rozwodów, zdrad i koligacji w dziejach brytyjskiej motoryzacji to temat na opasłą książkę. Nowatorska konstrukcja skrzyni biegów została wszczepiona właśnie do tej jednostki, specjalnie dla Mini zmniejszonej do 848 cm³. W późniejszych latach motorek rósł zarówno w objętość, jak i moc. Jednak przy raptem kilkusetkilogramowej konstrukcji nawet jego pierwotna, ledwie trzydziestokonna wersja w zupełności wystarczała. Nieszablonowa była konstrukcja nie tylko napędu, ale też zawieszenia. Pozbawiono je resorów oraz sprężyn. Ich rolę odgrywały niewielkie gumowe odboje amortyzujące ruch karoserii.

Piotr Ciechomski
Nazwa zobowiązuje. Nawet na zdjęciach auto wygląda jak model w skali 1/18, tylko sfotografowany z bliska. Niewiele się zmienił przez 41 lat produkcji.

Piotr Ciechomski

Piotr Ciechomski
MINI COOPER 1.3I
PRODUKCJA
1959-2000, 5 387 862 sztuk wszystkich wersji
SILNIK
BMC serii A, benzynowy, R4, OHV 8v, chłodzony cieczą, umieszczony poprzecznie z przodu, zasilany wtryskiem elektronicznym
Śr. cyl./skok tłoka: 70,6/81,3 mm
Pojemność skokowa: 1275 cm³
Moc maks.: 63 KM/5500 obr/min
Maks. moment obr.: 95 Nm/3000 obr/min
NAPĘD
Na przednie koła, skrzynia ręczna, 4-biegowa
ZAWIESZENIE
Przednie: podwójne wahacze poprzeczne, amortyzatory teleskopowe, gumowe stożki
Tylne: wahacze wleczone, amortyzatory teleskopowe, gumowe stożki
HAMULCE
Hydrauliczne, ze wspomaganiem, tarczowe na przedniej osi, bębnowe na tylnej
WYMIARY I MASY
Dł./szer./wys.: 306/143/136 cm
Rozstaw osi: 204 cm
Masa własna: 700 kg
OSIĄGI
Prędkość maks.: 148 km/h
Przysp. 0-100 km/h: 11,5 sek.

Piotr Ciechomski
Nie po stronie kierowcy, nie pod kierownicą, tylko po stronie pasażera znajduje się dźwignia do otwierania maski. To spadek po oryginalnej wersji z kierownicą po prawej stronie. Bez sensu.
Okazało się, że wyszło lepiej, niż wszyscy się spodziewali. Nie dość, że Mini zostało ikoną i wpisało się w krajobraz brytyjskich ulic na równi z czerwonym piętrowym autobusem i czarną taksówką, to za sprawą Johna Coopera wkroczyło z sukcesami na rajdową ścieżkę. Jednak najwięcej o sukcesie tej konstrukcji mówi fakt, że Mini produkowano przez 41 lat, od 1959 aż do 2000 roku.
Aby przekonać się, ile w tym legendy, a ile realnej wartości, testowi poddałem egzemplarz z ostatniej serii, produkowanej od 1996 r. I to nie byle jaki, bo w najmocniejszym wariancie Cooper z wielopunktowym wtryskiem paliwa.

Piotr Ciechomski
Jak na tak niewielkie wymiary, miejsca nad głową w kabinie jest zaskakująco dużo. Gorzej jest wszerz.

Piotr Ciechomski
Wóz waży około 700 kg, wystarczyłoby zahamować piętą. Tutaj mamy tarcze z przodu. Jest więc o wiele lepiej, niż tylko dobrze.

Piotr Ciechomski
Zawieszenie ma niewielki skok, jest więc wyjątkowo twarde. Na szybkie zakręty jak znalazł, ale na wybrukowany podjazd już niespecjalnie.

Piotr Ciechomski
Mini ma 3 metry długości, nie ma co oczekiwać cudów. I cudów nie ma, chociaż da się włożyć symboliczną walizkę i zatrzasnąć klapę.

Piotr Ciechomski
W przeciwieństwie do starych modeli dźwignia wystaje spomiędzy foteli i znajduje się pod ręką kierowcy. Skok ma dość długi, ale biegi wybiera się bez zastrzeżeń.

Piotr Ciechomski
Dobrze mieć zdrowy kręgosłup. O ile poziom trudności napraw jest przyzwoity, to najlepszy dostęp do silnika ma się na klęczkach.

Piotr Ciechomski
Niby ten bagażnik taki nie za duży, ale udało się pod nim jeszcze wcisnąć koło zapasowe.
Kieliszek herbaty
Auto jest „Mini” nie tylko z nazwy. Bliżej mu do mikrosamochodu pokroju Goggomobila niż do produktu segmentu A. Testowany egzemplarz od pierwowzoru Issigonisa dzieli prawie 40 lat. Jednak wygląd zmienił się wyłącznie w detalach. Najbardziej widoczną różnicą są koła w rozmiarze 12 cali, zamiast malutkich 10-calowych, od wózka na zakupy. Z większymi obręczami Mini wygląda nieco doroślej. Pewne auta są w swojej formie tak ponadczasowe, że produkowane przez kilkadziesiąt lat bez większych zmian nadal przyciągają uwagę. Nie, nie mam tutaj na myśli Żuka ani Małego Fiata.
Poprawek w Mini, które uczyniły z niego poważny samochód dla poważnych ludzi, jest o wiele więcej. W drzwiach zamiast kawałka linki zaczęły pojawiać się prawdziwe klamki. Fotele są już fotelami, a nie ogrodowymi leżankami. Szyba w drzwiach jest jednoczęściowa i opuszcza się korbką, a nie odsuwa jak w przeszklonej meblościance. Tablica przyrządów próbuje coś przekazać szoferowi, a kierownica przytyła i zawiera nawet poduszkę powietrzną. Jedyne, co nie uległo zmianie przez wszystkie lata, to objętość kabiny. Nie jest jak w Maluchu, gdzie dźwignia zmiany biegów wbija mi się w zgięcie pod kolanem, a obicie drzwi zdziera skórę z łokcia. Tutaj jest po prostu minimalistycznie. Ale co innego siedzieć samemu, a co innego ze współpasażerem, który w Mini będzie czuł się jak para butów w kartonowym opakowaniu. Miejsca wszerz jest niewiele, chociaż doceniam całkiem sporą rezerwę nad głową. Natomiast w kabinie jest nieco chaotycznie. Różne elementy sprawiają wrażenie, jakby pochodziły z innych samochodów. Tablica przyrządów wygląda na obitą boazerią, z wyciętą brzeszczotem klapką schowka i otworem na radioodtwarzacz. Mały zegarek ulokowano w miejscu wielkiego prędkościomierza. Ten wraz z obrotomierzem trafił za kierownicę, czyli w ergonomicznie prawidłowe miejsce. Natomiast wolant pasuje do tego towarzystwa jak przysłowiowa ryba do roweru. Kierownica wygląda… zbyt nowocześnie, jakby pochodziła z bardziej obudowanego plastikiem kokpitu o wiele nowszego auta. Jest także ustawiona pod dużym skosem, jak w jakimś dostawczaku.

Piotr Ciechomski
Samochód miejski? Samochód wyścigowy? Taki i taki? Mini jest wyborne w każdej roli.

Piotr Ciechomski

Piotr Ciechomski

Piotr Ciechomski
Diabelskie pudełko
W moim rankingu „samochodów jeżdżących jak gokarty” do tej pory pierwsze miejsce zajmowała Honda CR-X pierwszej generacji. Zestawienie jest już nieaktualne, ponieważ na szczyt właśnie wskoczyło Mini. Issigonis zupełnie niechcący stworzył potwora, ponieważ maksymalne zwiększenie rozstawu kół przyniosło dodatkową zaletę w postaci rewelacyjnego prowadzenia. Założenia były oczywiście niewinne – chodziło o wykorzystanie miejsca pod kabinę pasażerską. Koła znalazły się niemal dokładnie na rogach nadwozia, dzięki czemu samochód jest niesamowicie czuły na kręcenie kierownicą. Bryła niemal idealnie pokrywa się z promieniem skrętu. Można więc doskonale wyobrazić sobie, w którym momencie należy wykonać ruch. Ponadto przez niewielką długość Mini błyskawicznie odpowiada na polecenia pedałami gazu i hamulca. Zmiana ciągu natychmiast przenosi obciążenie z osi na oś. Wóz po odjęciu gazu ostro wchodzi w zakręt, zaś po otwarciu przepustnicy zaczyna się prostować i nabierać prędkości.

Piotr Ciechomski
Gaśnicę i apteczkę można wrzucić do bagażnika, ale pod warunkiem, że nie zabieramy niczego więcej.

Piotr Ciechomski
Koła na rogach nadwozia pogarszają promień skrętu, ale Mini jest tak krótkie, że w sumie nie ma to znaczenia.

Piotr Ciechomski
Z Mini wysiadam, jakbym wychodził z ciasnej piwnicy. Wnętrze jest niskie i muszę jakoś wyprostować swoje 187 cm.

Piotr Ciechomski
Jedyny schowek na drobiazgi znajduje się dokładnie tam, gdzie wszyscy się go spodziewają, czyli po stronie pasażera.

Piotr Ciechomski
Liczby może i nie robią wrażenia, ale na pierwszych metrach Mini zostawia wszystkich w tyle, z charakterystycznym jękiem skrzyni biegów.

Piotr Ciechomski
W zasadzie przy wymianie żarówki czeka nas typowa robota. Wystarczy wkrętak gwiazdkowy i niewielka krzepa.
„Gokartowa” jest także perspektywa drogi, głównie ze względu na widok zza kierownicy na jeżdżące wokół SUV-y. Twardo zestrojone zawieszenie wzmacnia pewność na szosie, bo auto nie przechyla się idiotycznie na każdym zakręcie, tylko cały czas, dosłownie i w przenośni, trzyma poziom. To w dużym stopniu zasługa specyficznego zawieszenia na gumowych odbojach, które stają się tym twardsze, im bardziej ugina się nadwozie. Warto też pamiętać, że nasze Mini nie ma już malutkiego silniczka o pojemności 848 cm³, tylko sensowny motor 1275 cm³. Zachwiało to wyważeniem, acz przy takiej niewielkiej masie potrafi to samo spowodować siedząca na zderzaku mucha. Niemniej dzięki temu silnik nieco lepiej dociąża przednią oś. Ma też trochę więcej koników, niż pierwowzór, bo około dwukrotnie.

Piotr Ciechomski
Tutaj nie ma słabych punktów. Mini prowadzi się tak wspaniale, że brakuje skali, żeby to wyrazić. Wóz reaguje dokładnie tak, jak się tego po nim spodziewam.
Prowadzenie wersji Cooper po prostu uzależnia. Zakręty przejeżdżam z nastawieniem na wykręcenie najlepszego czasu, a nie dostania się z jednego punktu w drugi. Później mam ochotę zrobić drugie okrążenie i poprawić życiówkę, po czym zrobić to kolejny raz. I kolejny. I tak do późnego wieczora, kiedy zgłodnieję oraz zobaczę, że mam 69 nieodebranych połączeń i zgłoszono moje zaginięcie.
Charakter wozu doskonale wydobył Remy Julienne, angażując go do popisów kaskaderskich w filmie „Włoska robota”. Używając piłkarskiej terminologii, jest niczym filigranowy i szybki skrzydłowy, który ciężkiemu obrońcy przebiega pod pachą, a wszystkich wkręca w trawę zwrotnością i balansem ciała. Oczywiście Mini również nadaje się do jazdy w typowo miejskim stylu. Nie zawsze trzeba skakać z budynku na budynek, czasami można przejść w tryb Jasia Fasoli. Tylko wówczas należy ostrożnie parkować, kiedy miejsce obok zajmuje Reliant Regal.

Piotr Ciechomski
Krysia się odwróciła. Mini w każdej wersji i w jakimkolwiek roczniku jest po prostu sympatyczne z twarzy. Może stać zaparkowane pod latarnią, a i tak wzbudzi uśmiech przechodnia, który na nie spojrzy.
Miejska legenda
To jedno z tych aut, które noszą na plecach ciężar bycia legendą. Niejednokrotnie zetknięcie z takim autem kończy się wielkim rozczarowaniem, bo spodziewam się drogiego whisky, a dostaję Mamrota w plastikowym kubeczku. Na szczęście pomnik czasem nie rozbija się w mojej głowie i dalej stoi dumnie na cokole. Tak właśnie jest z Mini. Miał prowadzić się fantastycznie i prowadzi się fantastycznie. Nie musi mieć trzycyfrowej liczby koni i momentu obrotowego wykopującego dziury w asfalcie. Wystarczy, że ma to „coś”. Jest wariatem, ale równocześnie nie traci walorów typowego mieszczucha. Jedynie 1,3-litrowy silnik okazał się umiarkowanie oszczędny. Myślicie, że jeżdżenie przez pół dnia, jakbym uciekał przed policją, może mieć tutaj znaczenie? Tak czy inaczej, życzę Wam wszystkim miłego dnia, a ja idę zrobić jeszcze jedno okrążenie po torze. Albo ze trzy.